WACH WINNY CZY NIE?
Już jakiś czas temu w mediach gruchnęła informacja o rzekomym wykryciu u Mariusza Wacha (31-2, 17 KO) dopingu po przegranej listopadowej walce z Aleksandrem Powietkinem (30-1, 22 KO). Według rosyjskiej strony 36-letni Polak miał zażywać zakazany środek stanozolol, zwany także winstrolem. Wczoraj milczący dotychczas „Wiking” za pośrednictwem strony bokser.org wydał na ten temat oświadczenie, w którym zapewnia, że jest niewinny. Przypomnijmy, że swój ostatni pojedynek Mariusz nazywał „walką o wolność”, bowiem w zamian za praktycznie całe honorarium pięściarz ten miał się uwolnić od swoich dotychczasowych promotorów i zostać wolnym zawodnikiem. Tymczasem sprawy „trochę” się pogmatwały, gdy Andriej Riabiński organizator gali w Kazaniu potwierdził w mediach informację o wykryciu u Polaka zakazanej substancji. Byłaby to już druga wpadka „Wikinga”, bo przecież w 2012 roku po starciu z królem wszechwag Władimirem Kliczką (64-4, 53 KO), w próbce Mariusza wykryto dokładnie tę samą substancję. W swoim wydanym we wtorek oświadczeniu mierzący ponad dwa metry Polak utrzymuje, że niczego niedozwolonego nie przyjmował: „(…) Chciałbym jeszcze raz wyraźnie powiedzieć i to podkreślić, że przed walką z Powietkinem nie brałem żadnych zakazanych substancji, byłem i jestem czysty.” – czytamy w jednym z jego fragmentów. Wachowi przysługuje prawo do zbadania próbki B w wybranym przez siebie laboratorium. Oprócz tego „Wiking” twierdzi, że mimo iż o całej sprawie od kilku dni huczy cały sportowy świat, on do dnia dzisiejszego nie otrzymał żadnego oficjalnego pisma w tej sprawie. Podopieczny trenera Piotra Wilczewskiego zarzuca także rosyjskiej grupie Mir Boksa Riabińskiego, że nie przelała mu jeszcze pieniędzy za listopadowy pojedynek. Rosyjski multimilioner, noszący na ręce zegarek za 1,5 miliona złotych (marki A. Lange & Sohne), zapewnia, że należną „Wikingowi” kwotę przelał już dawno na wskazane konto. Który z nich ma rację? Miejmy nadzieję, że cały ten dopingowo-finansowy galimatias szybko się wyjaśni i w końcu poznamy prawdę. Chociaż coś mi mówi, że przyjdzie nam na to długo poczekać.