SOBOTNIE ZWYCIĘSTWA WILDERA, ABRAHAMA I GROVESA
Przepięknym nokautem zakończył się pojedynek dwóch niepokonanych amerykańskich bokserów wagi ciężkiej podczas sobotniej gali w Los Angeles. 27-letni obiecujący pięściarz z Alabamy Deontay Wilder (26-0, 26 KO) zwyciężył starszego o dziesięć lat przeciwnika z Florydy Kelvina Price’a (13-1, 6 KO), fundując mu klasyczne KO w trzeciej rundzie. Obdarzony atomowym uderzeniem Wilder, któremu nadano przydomek „Bronze Bomber” (nawiązujący do legendarnego Joe Louisa) podtrzymał tym samym swoją passę zwycięstw przed czasem i z pewnością szybko wyrasta na kandydata do tytułów mistrzowskich. Pierwszą udaną obronę swojego mistrzowskiego pasa WBO w dywizji super średniej zanotował także Arthur Abraham (36-3, 28 KO). 32-letni „Król Artur” w sobotę w nocy na ringu w Norymberdze zastopował w ósmej rundzie młodszego o dwa lata Francuza Mehdi Bouadle (26-5, 11 KO). Urodzony w Armenii Abraham, który w przeszłości królował na tronie IBF wagi średniej, skutecznie i systematycznie rozbijał przyjezdnego rywala, doprowadzając w siódmej odsłonie do groźnego rozcięcia prawego łuku brwiowego Bouadlego. W następnej rundzie po kolejnych precyzyjnych uderzeniach mistrza WBO ambitny Francuz był już cały zalany krwią. Widząc to sędzia ringowy słusznie przerwał tę zaciętą walkę w obawie o zdrowie pretendenta. Drugie zwycięstwo w tym roku odniósł perspektywiczny pięściarz młodego pokolenia, 24-letni George Groves (16-0, 12 KO). Pochodzący z Londynu pięściarz, w walce wieczoru w swoim rodzinnym mieście zwyciężył jednogłośnie na punkty ringowego weterana Glena Johnsona (51-18-2, 35 KO). Dzięki temu George obronił tytuł mistrza Wspólnoty Brytyjskiej w kategorii super średniej, a 43-letni „Gentleman” z Jamajki powinien poważnie zastanowić się czy dalsze rozmienianie się na drobne i obijanie przez młode wilki ma sens.
Wojciech Czuba