CO CIEKAWEGO W SOBOTĘ?
W sobotę może i nie ma żadnego spektakularnego pojedynku dwóch wielkich gwiazd. Jednak nie znaczy to wcale, że nie będzie ciekawie. Wszyscy zakochani w szlachetnej sztuce samoobrony 23 sierpnia będą mogli podziwiać m.in. tak znanych pięściarzy, jak Antonio DeMarco (30-3-1, 23 KO), Shannon Briggs (55-6-1, 48 KO), czy Mike Jones (26-1, 19 KO). 28-letni Antonio DeMarco to były mistrz świata wagi lekkiej federacji WBC, którego specjalnie fanom boksu przedstawiać nie trzeba. Wojowniczy Meksykanin z Tijuany zawsze daje efektowne walki, a tym razem na ringu w Tecate skrzyżuje rękawice z dobrym znajomym Łuksza Maćca Lanardo Tynerem (31-10-2, 20 KO). Pochodzący z Detroit Amerykanin w maju przegrał nie jednogłośnie na punkty zacięty bój z Polakiem w Lublinie, chociaż zdaniem wielu powinien był wtedy wygrać. Teraz noszący wymowny przydomek „Dostarczyciel Bólu” zawodnik ma szansę na przypomnienie o sobie w swojej ojczyźnie. Z pewnością zwycięstwo nad tak cenionym jak DeMarco rywalem wywindowałaby go błyskawicznie w rankingach. Zdecydowanym faworytem jest jednak były król WBC. Shannon Briggs to również były czempion, tyle, że wagi ciężkiej. W 2006 roku urodzony na nowojorskim Brooklynie „The Cannon” znokautował w ostatniej rundzie „Białego Wilka” Siergieja Liakowicza. Niedługo później utracił swoje trofeum, by w 2010 roku stanąć znowu przed kolejną mistrzowska szansą. Niestety ówczesny właściciel pasa WBC Witalij Kliczko okazał się za dobry dla Amerykanina, który mimo ambitnej postawy zebrał tak solidne lanie, że po walce musiał udać się do szpitala. Po tym biciu Shannon zrobił sobie aż cztery lata wakacji i powrócił z wielkim hukiem w tym roku. Napakowany jak kulturysta 42-letni czarnoskóry bombardier zmiótł już z ringu trzech przeciwników, a czwartego odprawił na punkty. Teraz w Południowej Karolinie stanie naprzeciwko przeciętnego Cory Phelpsa (16-6-1, 8 KO). Wielką niespodzianką byłoby, gdyby Briggs nie wykończył „Kobrę” z Kentucky przed czasem. Zaraz po nim Amerykanin wróci zapewne do tego, czym zajmuje się przez ostatnie miesiące, czyli prowokowaniem do walki Władimira Kliczki. W sobotnią noc zobaczymy także w „klatce” utalentowanego zawodnika dywizji półśredniej Mike’a Jonesa. 31-latek z Filadelfii do czerwca 2012 roku szedł przez zawodowe ringi od zwycięstwa do zwycięstwa zgarniając po drodze cenione w Ameryce pasy NABA i WBO NABO i mając przed sobą świetlaną przyszłość. Tego jednak dnia, a raczej nocy zmierzył się z zabijaką Randallem Baileyem. Noszący nie bez powodu przydomek „Król Nokautów” przeciwnik, znokautował wschodzącą gwiazdę w jedenastej odsłonie. Od czasu tej bolesnej porażki Jones pozostawał nieaktywny. Jednak w sobotę w Atlantic City znowu wejdzie między liny mając za rywala Jaime Herrerę (11-2, 6 KO). Miejmy nadzieję, że podczas długiego urlopu Mike nie zardzewiał zbytnio i znowu zaprezentuje nam to, z czego słynął i czym zachwycali się wszyscy eksperci, czyli szybkość, technikę i solidny cios.