ZWYCIĘSTWA FAWORYTÓW W ATLANTIC CITY
ZWYCIĘSTWA FAWORYTÓW W ATLANTIC CITY
Podczas sobotniej gali boksu zawodowego w Atlantic City obyło się bez niespodzianek i wygrali faworyci. Nie zabrakło jednak emocji i kibice obejrzeli bardzo ciekawe i widowiskowe pojedynki. W walce wieczoru niesamowity Bernard Hopkins (54-6-2, 32 KO) po dwunastu zaciętych rundach pokonał na punkty ambitnego Karo Murata (25-2-1, 15 KO). Dzięki temu mający prawie 49 lat na karku czempion z Filadelfii obronił pas mistrza świata federacji IBF wagi półciężkiej. Amerykanin noszący od niedawna nowy przydomek ringowy „Kosmita”, przeważał nad młodszym aż o osiemnaście lat pretendentem wyraźnie, ale naturalizowany Niemiec też miał kilka swoich momentów i zostawił po sobie dobre wrażenie. Swój tytuł WBO dywizji średniej obronił także utalentowany Peter Quillin (30-0, 22 KO). „Czekoladowy Dzieciak” zwyciężył przed czasem w dziesiątej odsłonie walecznego Gabriela Rosado (21-7, 13 KO), który nie mógł kontynuować rywalizacji z powodu głębokiego rozcięcia lewej powieki. Gdyby nie to, pojedynek do końca trzymałby w napięciu, bo 27-latek z Filadelfii radził sobie doskonale i momentami sprawiał starszemu o trzy lata mistrzowi z Nowego Jorku dużo problemów. Quillin po tym jak w drugiej rundzie posłał rywala na deski przepięknym lewym sierpowym, chyba myślał, że ma już wynik w kieszeni. Rosado udowodnił mu jednak, że nie można go lekceważyć i w czwartym starciu sam ustrzelił Quillina potężną kontrą, po której faworyzowany mistrz o mały włos nie padł na matę. Podczas kolejnych rund raz jeden raz drugi zyskiwał przewagę i dopiero pechowa kontuzja w dziewiątej odsłonie wyłoniła zwycięzcę. Na pewno z miłą chęcią zobaczylibyśmy rewanż pomiędzy tymi zawodnikami. Kolejny nokaut do swojego wspaniałego rekordu dorzucił także kreowany przez amerykańskich kibiców na króla wszechwag, mocno bijący Deontay Wilder (30-0, 30 KO). „Brązowy Bombardier” z Alabamy tym razem wykończył solidnego, ale gorszego o dwie klasy Nicolaia Firthę (21-11-1, 8 KO), demolując go w niespełna cztery rundy. Słusznie skazywany na pożarcie „Stone Man” na początku chciał zaskoczyć rywala błyskawicznym atakiem, ale już po chwili dwukrotnie wylądował na deskach po potężnych ciosach Wildera. Sytuacja powtórzyła się jeszcze w trzeciej odsłonie, a w czwartej Deontay popisał się świetną kombinacją, która ostatecznie zakończyła te nierówne zmagania.
Wojciech Czuba