Z DUŻEJ CHMURY MAŁY DESZCZ?
Wielka „Walka Stulecia” już za nami. Najlepszy pięściarz bez podziału na kategorie wagowe, czyli Floyd Mayweather Jr (48-0, 26 KO), bez większych problemów pokonał Mannyego Pacquiao (57-5-2, 38 KO). 38-letni „Money” w nagrodę za to zwycięstwo zawiesił na swoich biodrach trzy mistrzowskie pasy wagi półśredniej (WBC, WBA i WBO), a od telewizji HBO i Showtime otrzymał czek na sto milionów dolarów. Wielu kibiców i ekspertów jest jednak rozczarowana tym, co wydarzyło się w nocy z soboty na niedzielę na ringu w MGM Grand w Las Vegas. Czy słusznie? Według dziennikarzy z Ameryki liczba sprzedanych systemów pay-per-view, z których każdy kosztował 89, lub 99 dolarów, może przekroczyć kosmiczną liczbę 4 milionów. Dotychczasowy rekord należał również do Mayweathera, który walcząc z Saulem Alvarezem przyciągnął przed telewizory 2,2 miliona fanów. Gdyby te liczby się potwierdziły, a zapewne tak będzie, to Floyd do swojej gwarantowanej przez telewizje gaży dorzuciłby jeszcze jakieś 70-80 milionów… Rozczarowani mogą się czuć szczególnie ci, którzy spodziewali się ekscytującej ringowej wojny. Takowej nie było i nie wiadomo, czy winą za to obarczać chyba już wypalonego i ostrożnego Filipińczyka, czy też znanego z zamiłowania do defensywnego stylu Amerykanina. Przeważają głosy oskarżające Mannyego o zbyt mało zaangażowania w pojedynek tej rangi. Czekający na to wydarzenie latami fani uważali, że podopieczny Freddiego Roacha 2 maja od pierwszych sekund wściekle zaatakuje króla P4P. Nic takiego nie nastąpiło. W Las Vegas przez dwanaście rund oglądaliśmy walczącego na pół gwizdka „Pac Mana” i kąsającego go precyzyjnie z defensywy „Moneya”. Szkoda, że obydwaj nie spotkali się z pięć lat temu… Podsumowując uważam, że jeżeli chodzi o liczby i finansowe rekordy, to na pewno była to „Walka Stulecia”. Pod względem sportowym na pewno nie. Dużo więcej emocji dostarczyli nam i dostarczą zawodnicy, którzy przez całe swoje życie nie zarobią tyle ile Manny z Floydem dostali za jedną rundę. Planowany przez wszystkich rewanż oczywiście nie ma w takiej sytuacji najmniejszego sensu. Mayweather zrobiłby Pacquiao powtórkę z rozrywki, który po straszliwym nokaucie z rąk Juana Manuela Marqueza i tak wielu ringowych wojnach na koncie, nie jest już tym samym niszczycielem z Filipin, brutalnie demolującym swoich rywali. Teraz pojawia się tylko jedno pytanie, a mianowicie, kto zostanie rzucony na pożarcie Floydowi w jego ostatniej wrześniowej walce. Wydaje się, że stosunkowo popularnym i bezpiecznym przeciwnikiem byłby Brytyjczyk Amir Khan (30-3, 19 KO).