W ŚRODĘ BITWA O AUSTRALIĘ!!
Już w tą środę w odległej Australii na ringu w Entertainment Centre w Sydney dojdzie do świetnie zapowiadającego się rewanżu dwóch niezwykle popularnych i żądnych krwi rywali. Po raz drugi oko w oko staną ze sobą 31-letni czempion wagi średniej federacji IBF Daniel Geale (28-1, 15 KO) oraz jego jedyny jak do tej pory pogromca, starszy o sześć lat Anthony Mundine (44-4, 26 KO).
Dużo większą sławę zdobył w swoim kraju Mundine i to nie tylko poprzez swoje ringowe osiągnięcia. Mający aborygeńskie korzenie pięściarz z Sydney, zawsze głośno mówi to co myśli i ma gdzieś poprawność polityczną. W 1999 roku przeszedł na islam, a później zasłynął m.in. stwierdzając, że ataki z 11 września na dwie wieże, były tylko zasłużoną karą za to, co Amerykanie zrobili złego w historii.
Posiadający fenomenalnie szybkie ręce „The Man” do boksu trafił stosunkowo późno, bo mając aż 25 lat. Wcześniej był znanym graczem rugby, wprost uwielbianego przez Australijczyków sportu. Mimo znikomego doświadczenia amatorskiego, Mundine dzięki wrodzonemu talentowi do walki, a także wsparciu swojego ojca Tony’ego, który w latach 70 był czołowym pięściarzem mocno obsadzonej dywizji średniej, szybko zaczął piąć się do góry.
Zadebiutował w 2000 roku, a już w 2001 mając zaledwie dziesięć pojedynków na koncie przystąpił do walki z ówczesnym mistrzem świata wagi super średniej federacji IBF, niepokonanym Svenem Ottke (34-0, 6 KO). Niestety walczący u siebie w Dortmundzie Niemiec, który słynął z „wacianych” pięści, jakimś cudem w dziesiątej rundzie ciężko znokautował przybysza z krainy kangurów.
Dwa lata po tej brutalnej porażce Anthony wywalczył w końcu upragniony pas federacji WBA World. Konkurentem, który wówczas stanął mu na drodze był doświadczony Amerykanin Antwun Echols (32-19-4, 28 KO). W 2004 roku „The Man” stracił swoje trofeum, przegrywając na punkty z Portorykańczykiem Mannym Siacą (24-7, 20 KO).
Anthony serca potężnej rzeszy kibiców zdobył m.in. zwycięskimi ringowymi thrillerami z takimi rodakami jak chociażby „Zielona Maszyna” Danny Green (33-5, 28 KO), czy „Wojownik z Melbourne” Sam Soliman (42-11, 17 KO), którego „The Man” pokonał aż trzykrotnie. W 2010 roku Mundine zmierzył się ze zwycięzcą australijskiego programu „The Contender” Garthem Woodem (10-3-1, 6 KO) i nieoczekiwanie przegrał przez nokaut w piątej odsłonie. Po tej sensacyjnej klęsce, już cztery miesiące później Anthony wrócił do gry, udzielając swojemu niedoświadczonemu pogromcy surowej lekcji boksu i pokonując go jednogłośnie na punkty. Po raz ostatni pojawił się w ringu w lipcu 2012 roku stopując w siódmej rundzie starego wyjadacza z Michigan, Bronco McKarta (54-10-1, 32 KO).
Mundine z pewnością zdaje sobie świetnie sprawę, że szansa na zdobycie należącego do Geala pasa IBF, jest prawdopodobnie ostatnią w jego karierze. Będący zazwyczaj nieomylni bukmacherzy, dają mu nikłe szanse na powtórzenie wyczynu z maja 2009 roku, kiedy obydwaj panowie spotkali się po raz pierwszy. Wówczas sędziowie nie jednogłośnie na punkty uznali lepszym zawodnika z Sydney, ale wielu kibiców i ekspertów zwycięzcy upatrywała w młodszym Tasmańczyku.
Przypomnijmy, że Daniel, noszący przydomek „Real Deal” swój tytuł IBF zdobył w maju 2011 roku pokonując na niemieckim ringu lokalnego bohatera Sebastiana Sylvestra (34-5-1, 16 KO). W swoim ostatnim pojedynku we wrześniu 2012 roku dorzucił do kolekcji pas WBA Super World detronizując samego Felixa Sturma (37-3-2, 16 KO). Australijczyk tego wyczynu, (który inni z uwagi na liczne sędziowskie oszustwa w tym kraju nazwali wręcz „cudem”), dokonał także na niemieckiej ziemi.
Prawdopodobnie młodszy, będący u szczytu formy i szalenie żądny rewanżu Geale pokona w środę popularnego Mundine. Czy i tym razem obydwaj Australijczycy zafundują kibicom wspaniałą i wyrównaną wojnę? Biorąc pod uwagę ich style i temperamenty- bez wątpienia!
Wojciech Czuba