W KWIETNIU UNIFIKACYJNA BITWA DONAIRE VS RIGONDEAUX!
W końcu wszyscy fani szermierki na pięści zatarli z radości ręce. Stało się! 13 kwietnia dojdzie do elektryzującego starcia unifikacyjnego w dywizji super koguciej. Naprzeciwko siebie staną mistrz federacji WBO, niesamowity Filipińczyk Nonito Donaire (31-1, 20 KO) i równie utalentowany kubański czempion federacji WBA, Guillermo Rigondeaux (11-0, 8 KO). Obydwu panów raczej nie trzeba przedstawiać. Przypomnijmy tylko w skrócie ich kariery, aby zaostrzyć tym samym swoje apetyty przed kwietniową wojną. 30-letni Donaire od dawna okrzyknięty został następcą swojego słynnego rodaka Mannyego Pacquiao, którego gwiazda po ostatnim ciężkim nokaucie z rąk wielkiego rywala Juana Manuela Marqueza, nieubłaganie zaczyna gasnąć. Tymczasem „Filipiński Błysk”, jak nazwano Nonito znajduje się u szczytu formy, co udowadnia gromiąc jednego klasowego rywala za drugim. Swój podbój dywizji wagowych rozpoczął od kategorii muszej, której królem został w 2007 roku nokautując niepokonanego wcześniej „Wściekłego Byka” Vica Darchinyana. W 2009 roku dorzucił do kolekcji pas WBA World, ale w wersji tymczasowej (Interim), pokonując jednogłośnie na punkty Rafaela Concepciona. Dwa lata później brutalnie zdemolował w ciągu zaledwie dwóch rund, meksykańskiego wojownika Fernando Montiela i odebrał mu pasy WBC i WBO w kategorii koguciej. W 2012 roku zawładnął dywizją super kogucią obejmując tron WBO po zwycięskim boju z synem portorykańskiej legendy Wilfredo Vazquezem Jr. Po raz ostatni słynący z fenomenalnego refleksu i dynamitu w rękawicach Donaire, pojawił się w ringu w grudniu zeszłego roku i efektownie znokautował twardego jak stal Jorge Arce. Utytułowany pięściarz z Los Mochis, gdy tylko doszedł do siebie, od razu ogłosił, że kończy karierę. Czy podobny los czeka też Rigondeaux? Z pewnością można tutaj użyć określenia, że trafił swój na swego. Starszy o dwa lata od Nonito Kubańczyk, to przecież rywal z najwyższej półki. Jako amator dwa razy zdobywał złoto olimpijskie w wadze koguciej (w Sydney w 2000 roku i cztery lata później w Atenach), siedem razy zdobywał mistrzostwo swojego kraju i w sumie stoczył 400 walk, z których przegrał zaledwie 12! Z tak bogatym doświadczeniem, po ucieczce z Kuby i przejściu na zawodowstwo w 2009 roku, „El Chacal” nie miał zamiaru marnować czasu na obijanie „kelnerów”. Już w swojej dziewiątej walce sięgnął po pas mistrza świata federacji WBA World w super koguciej, nokautując niepokonanego Kalifornijczyka Rico Ramosa. Ostatni raz pokaz swoich umiejętności Guillermo zaprezentował we wrześniu 2012 roku, pokonując na punkty Teksańczyka Roberta Marroquina. Który z tej wspaniałej dwójki okaże się lepszym, zunifikuje dywizję i powróci do domu z dwoma mistrzowskimi pasami? Coś mi mówi, że będzie to uderzający z chirurgiczną precyzją i siłą parowego młota „Filipiński Błysk”, ale kto wie…
Wojciech Czuba