URODZINY ROYA JONESA JUNIORA
Dzisiaj swoje 44 urodziny obchodzi jeden z najwspanialszych czempionów boksu zawodowego ostatnich kilkudziesięciu lat. Mowa oczywiście o fantastycznym pięściarskim wirtuozie, Amerykaninie Roy’u Jonesie Juniorze (56-8, 40 KO), który zasiadał na tronie czterech kategorii wagowych i o którym mówiło się, że wyprzedzał swoich rywali o epokę. Roy urodził się 16 stycznia 1969 roku w mieście Pensacola i już jako amator nie miał sobie równych na bokserskim ringu. W wieku 15 lat zwyciężył podczas Narodowej Olimpiady Juniorów, następnie w roku 1986 i 1987 triumfował w prestiżowym turnieju „Golden Gloves”. Rok później, mając 19 lat, reprezentował swój kraj na Olimpiadzie w Seulu, gdzie w finale został dosłownie okradziony ze zwycięstwa przez sędziów, którzy złoty medal przyznali wyraźnie słabszemu reprezentantowi gospodarzy Parkowi Si-Hunowi. W ramach zadośćuczynienia przyznano wówczas Jonesowi puchar Vala Barkera, dla najlepiej wyszkolonego technicznie pięściarza Igrzysk. Niedługo później rozgoryczony sędziowskimi przekrętami Roy, postanowił dać sobie spokój z amatorstwem i rozpoczął przygodę z profesjonalnym boksem. Po zdemolowaniu w imponującym stylu 17 przeciwników w 1993 roku wywalczył swoje pierwsze mistrzostwo świata, a był to pas IBF w dywizji średniej. Rywalem, którego wówczas pokonał na punkty, był równie legendarny pięściarz, Bernard Hopkins. Rok później pięściarz z Pensacoli dorzucił także mistrzowski tytuł IBF w kategorii super średniej, udzielając prawdziwej lekcji boksu, tak uznanej gwieździe, jaką bez wątpienia był James Toney. W 1996 roku Roy zatriumfował w trzeciej dywizji, tym razem w półciężkiej, detronizując pochodzącego z Jamajki Mike’a McCalluma. Czwartą kategorią podbitą przez tego wspaniałego zawodnika, była waga królewska. W 2003 roku na ringu w Las Vegas Jones zdeklasował bezradnego Johna Ruiza i odebrał mu pas WBA, zostając tym samym pierwszym od ponad 100 lat pięściarzem, który królował zarówno w wadze średniej, jak i ciężkiej. Niedługo po tej „wycieczce” Junior powrócił do półciężkiej i odzyskał mistrzowskie pasy WBC, WBA i IBO gromiąc na punkty Antonio Tarvera. W 2004 roku poznał jednak smak porażki i to przez nokaut. Najpierw w maju w rewanżowym starciu na matę już w drugiej rundzie wysłał go Tarver, a cztery miesiące później to samo, tyle, że w dziewiątej odsłonie, zrobił twardy Jamajczyk Glen Johnson. Jakby tego było mało w październiku 2005 roku doszło do trzeciego spotkania Jonesa z pochodzącym z Orlando Tarverem i po raz drugi „Magic Man” okazał się lepszy od Roy’a. W późniejszych latach Amerykanin przegrywał jeszcze kilkukrotnie i jego wierni kibice z pewnością nie mogą pojąć, dlaczego ten niesamowity czempion wciąż dalej rozmienia swoją sławę na drobne. Oprócz wyżej wymienionych gwiazd boksu zawodowego ostatnich lat, Junior toczył niezapomniane i zwycięskie bitwy z takimi legendami jak chociażby Felix Trinidad, Omar Sheika, Jeff Lacy, Virgill Hill, Otis Grant, Richard Hall, Eric Harding, Julio Cesar Gonzales, czy Clinton Woods. Wciąż aktywny boksersko Roy ma już bez wątpienia „zaklepane” miejsce wśród panteonu gwiazd, czyli słynnym Hall of Fame. W licznych plebiscytach dziennikarzy i ekspertów boksu zawodowego na najlepszego pięściarza ostatnich lat, Roy zajmuje zazwyczaj pierwsze miejsca. W czasach gdy Amerykanin odnosił swoje największe sukcesy, w Europie błyszczała gwiazda Dariusza Michalczewskiego i głośno mówiło się o skonfrontowaniu ze sobą tych dwóch mistrzów. Niestety do takiej walki nigdy nie doszło, a szkoda. Warto dodać, że 44-letni Junior mimo znacznego spadku formy i fatalnej passy (3 porażki w 5 ostatnich występach), nadal nie zamierza zawieszać rękawic na kołku. Były niekwestionowany mistrz dywizji półciężkiej i rankingu P4P, zamierza dołożyć do kolekcji mistrzostwo w piątej kategorii. Roy przymierza się teraz do zdobycia tronu wagi junior ciężkiej, chociaż zdecydowanie lepszym rozwiązaniem byłoby, gdyby w końcu przeszedł na zasłużoną sportową emeryturę, a rywalizację pozostawił młodym wilkom. Miejmy nadzieję, że przynajmniej uniknie kolejnych ciężkich nokautów z rąk zawodników, których będąc u szczytu formy, poskładałby jedną ręką.
Wojciech Czuba