STARCIE TYTANÓW NADCIĄGA WIELKIMI KROKAMI!
Już niedługo, bo 19 listopada w Las Vegas obejrzymy świetnie się zapowiadający pięściarski spektakl, który według ekspertów będzie najlepszą walką roku 2016. Oczywiście nie może być inaczej, gdy do ringu wchodzi dwóch doskonałych zawodników, z których jeden to siejący pogrom i zniszczenie straszliwy król wagi półciężkiej, a drugi to wirtuoz pięści, który po zdominowaniu dywizji super średniej teraz pragnie w wielkim stylu wspiąć się na tron w kolejnej kategorii. Mowa o właścicielu pasów WBA, IBF i WBO w limicie 79 kilogramów Siergieju Kowaliowie (30-0-1, 26 KO) oraz „Synu Bożym”, ostatnim złotym medalistą olimpijskim z USA Andre Wardzie (30-0, 15 KO). Kto wygra to rosyjsko- amerykańskie „Starcie Tytanów”? „Krusher”. 33-letni Kowaliow urodził się 2 kwietnia 1983 roku w Kopiejsku, górniczym mieście leżącym 18 kilometrów od Czelabińska. W tym położonym u podnóża potężnych gór Uralu miejscu młodzi ludzie nie mają zbyt wielu perspektyw. Dlatego wielu z nich z powodu marzeń o osiągnięciu czegoś wielkiego, lub po prostu z nudów i z chęci ucieczki od szarej rzeczywistości wybiera sport. W przypadku Siergieja było podobnie. 11-letni chłopak, którego rodzice się rozwiedli na początku zawzięcie grał w hokeja, ale pewnego dnia razem ze swoimi dwoma braćmi zawitał na salę treningową i tak połknął bokserskiego bakcyla. Bardzo szybko zaczął odnosić pierwsze sukcesy, na diecie składającej się praktycznie tylko ze spaghetti i jajek (ulubiona potrawa młodego Kowaliowa), przyszły „Krusher” triumfował m.in. w mistrzostwach Rosji i dwukrotnie w mistrzostwach świata wojskowych. W sumie, jako amator stoczył 195 zwycięskich pojedynków, a 18 razy schodził z ringu pokonany. Na zawodowstwo przeszedł w 2009 roku, kiedy to wyemigrował do Ameryki. Na początku trenował go Don Turner, następnie Abel Sanchez, a od 2012 roku jego szkoleniem zajmuje się John David Jackson. To właśnie pod okiem byłego mistrza świata dwóch dywizji (Jackson w latach 90’tych był czempionem wagi junior średniej i średniej), Siergiej udoskonalił jeszcze swój efektowny i niezwykle skuteczny styl, a także ugruntował pozycję w czołówce rankingów P4P. Mierzący 183 cm wzrostu Rosjanin bije naprawdę z druzgocąca mocą. Niestety w tragiczny sposób przekonał się o tym w 2011 roku jego rodak Roman Simakow (19-2-1, 9 KO). 27-latek z Belowa po przegranej przed czasem w siódmej rundzie stracił przytomność w szpitalu, gdzie zmarł trzy dni po walce. Warto dodać, że Siergiej na wieść o tym wydarzeniu od razu poleciał do rodziców zmarłego rywala, aby ich osobiście przeprosić. Dodatkowo całą swoją gażę z następnej walki oddał rodzinie zmarłego. Na mistrzowski tron „Krusher” wdarł się brutalnie w 2013 roku demolując ówczesnego niepokonanego właściciela tytułu WBO Nathana Cleverly’ego (30-3, 16 KO) w niespełna cztery odsłony. Rok później do swojej kolekcji dorzucił jeszcze pasy WBA i IBF po zdecydowanym dwunastorundowym laniu, jakie spuścił legendarnemu Bernardowi Hopkinsowi (55-7-2, 32 KO). Na swoim koncie ma także m.in. cenny skalp popularnego Jeana Pascala (30-4-1, 17 KO) oraz niewygodnego i cenionego Isaaca Chilemby (24-4-2, 10 KO). To właśnie ostatni lipcowy triumf nad „Złotym Chłopcem” z Malawi miał przygotować Siergieja na nadchodzącą wojnę z Wardem. Aktualnie Kowaliow mieszka i trenuje w Fort Lauderdale na Florydzie razem ze swoją małżonką Natalią, piętnastomiesięcznym synkiem Aleksandrem i psem o artystycznym imieniu Picasso. Chociaż w ringu nie zna litości, to już poza nim słynie z wielkiego poczucia humoru, a jego hobby to motoryzacja i podróże. „Syn Boży”. Ward urodził się 23 lutego 1984 roku w San Francisco i po raz pierwszy założył rękawice bokserskie w wieku 9 lat. To właśnie wtedy jego ojciec Frank zabrał go na salę treningową i oddał pod opiekę Virgila Huntera prosząc słynnego szkoleniowca, aby „nauczył syna jak uderzać i samemu nie być uderzanym”. Hunter, który w późniejszym czasie został ojcem chrzestnym i mentorem przyszłej gwiazdy boksu, spełnił tę prośbę w stu procentach. Czarnoskóry chłopak okazał się być prawdziwym pięściarskim diamentem. Jako amator stoczył 119 walk, z których przegrał tylko 5. Z największych osiągnięć „Syn Boży” może się pochwalić m.in. dwukrotnym mistrzostwem USA oraz wisienką na torcie, czyli złotym medalem, zdobytym na olimpiadzie w Atenach w 2004 roku w wadze półciężkiej. W gronie profesjonalistów zadebiutował niedługo po tym wielkim sukcesie. Pierwszy wielki triumf w wadze super średniej zanotował w 2009 roku, kiedy to w ramach słynnego turnieju „Super Six” zwyciężył przed czasem świetnego Mikkela Kesslera (46-3, 35 KO). Niedługo później podobny los do Duńczyka spotkał inne gwiazdy tej dywizji. Rok później zasiadający na tronie WBA Andre z łatwością wypunktował rodaka Alana Greena (32-5, 22 KO), w 2011 to samo zafundował Arthurowi Abrahamowi (45-5, 30 KO), a w finałowym starciu w grudniu tego samego roku „Syn Boży” zdetronizował niebezpieczną „Kobrę” z Nottingham, mistrza WBC Carla Frocha (33-2, 24 KO). W 2012 roku Ward nie zamierzał spocząć na laurach i w swoim rodzinnym mieście Oakland stanął naprzeciwko mistrza świata wagi półciężkiej Chada Dawsona (34-4, 19 KO). Andre bynajmniej nie przestraszył się noszącego przydomek „Zły” mańkuta z Południowej Karoliny. Sprezentował mu srogą lekcję boksu, rzucając go kilkukrotnie na deski i zakończył rywalizację w dziesiątej rundzie. Od tamtej pory ten niezwykły zawodnik stoczył zaledwie cztery pojedynki, z czego dwa już w tym roku. Powodem tak rzadkich wizyt w „klatce” były zarówno poważna kontuzja barku, jak również problemy z promotorem. Na szczęście wygląda na to, że te frustrujące czasy Ward ma już za sobą, a ostatnie sierpniowe zwycięstwo nad solidnym Aleksandrem Brandem (25-2, 19 KO), tylko potwierdziło, że „Syn Boży” szybko zrzuca rdzę i osiąga coraz wyższą formę. Prywatnie Andre to szczęśliwy mąż swojej szkolnej miłości Tiffiney, z którą ma córkę Amirę oraz trzech synów Andre Jr, Malachia i Micaha. Lider rankingów P4P w każdej wolnej chwili stara się odwiedzać szkoły, lub więzienia, gdzie opowiadając o swoim życiu i osiągnięciach,  próbuje w ten sposób zainspirować tych, którzy zeszli na złą drogę. Na uwagę zasługuje fakt, że Andre po raz ostatni przegrał w 1998 roku, czyli 18 lat temu! Czy rosyjski zabijaka będzie pierwszym, który przerwie tę wspaniałą serię zwycięstw? A może to Amerykanin obnaży wszystkie wady i niedoskonałości okrutnego Kowaliowa? Odpowiedzi na te pytania poznamy już niebawem. Na razie pozostaje nam uzbroić się w żelazną cierpliwość i (chociaż to trudne) po prostu czekać. Sobota 19 listopada i „Starcie Tytanów” już niedługo…