RICKY BURNS – MUSZĘ WYGRAĆ, ABY POWRÓCIĆ NA SZCZYT
Już w tę sobotę podczas gali boksu zawodowego w Hidalgo w Teksasie naprzeciwko byłego mistrza świata wagi super piórkowej i lekkiej Rickyego Burnsa (37-4-1, 11 KO) stanie były czempionem dywizji lekkiej, niebezpieczny Omar Figueroa Jr (24-0-1, 18 KO). 32-letni Szkot nie obawia się wyprawy do Ameryki i pojedynku na podwórku rywala. Co więcej jest przekonany, że pokona młodszą o siedem lat „Panterę” z Teksasu i znowu wskoczy do światowej czołówki. – To dla mnie bardzo ważna walka. Miałem ostatnio trochę kłopotów zarówno w ringu, jak i w życiu, ale to już przeszłość i nadszedł czas, aby powrócić i znowu robić to, co kocham – tłumaczy nieaktywny od października zeszłego roku „Rickster”. – Nie bralibyśmy tej walki gdybyśmy nie wierzyli, że ją wygram i jestem przekonany, że to właśnie zrobię. Porażki nie biorę w ogóle pod uwagę, nawet o tym nie myślę. Z całą pewnością muszę wygrać, aby powrócić na szczyt i dostać kolejne wielkie pojedynki – przekonuje były król WBO. Burns, który swój tytuł utracił w marcu zeszłego roku na rzecz utalentowanego Terenca Crawforda (26-0, 18 KO), w Teksasie przebywa już od kilku tygodni. Największym problemem, jak zdradza Ricky, było przyzwyczajenie się do tamtejszego klimatu, który różni się znacznie od chłodnego i deszczowego Glasgow. Razem z „Ricksterem” na obóz do Ameryki pojechali także dwaj jego przyjaciele, popularni na wyspach Kevin Mitchell (39-2, 29 KO) i John Ryder (20-1, 12 KO), którzy wystąpią 30 maja na wielkiej gali w Londynie. Przeciwnikiem noszącego przydomek „Młot” Mitchella będzie mistrz świata WBC wagi lekkiej Jorge Linares (38-3, 25 KO), natomiast występujący w kategorii średniej „Gorilla” zawalczy o wakujący pas Wielkiej Brytanii i Wspólnoty Brytyjskiej z Nickiem Blackwellem (16-3-1, 6 KO). Co ciekawe dla Burnsa sobotni występ w Hidalgo będzie dopiero pierwszym poza granicami swojej ojczyzny. – Nie mogę się już doczekać walki w Ameryce. Od zawsze chciałem to zrobić. Zanim ten pojedynek nie został potwierdzony mieliśmy kilka innych propozycji, ale kiedy usłyszałem, że będę walczył w Stanach z Figueroą, nie wahałem się w ogóle.  Dla mnie największym wyzwaniem jest sam występ w USA. Jadę na jego teren, gdzie będzie dopingowany przez rzesze swoich fanów, ale kibice mu nie pomogą, gdy zabrzmi pierwszy gong. Wygra po prostu lepszy zawodnik. A co znany z kilku ringowych wojen Szkot ma do powiedzenia o swoim najbliższym przeciwniku? – Omar to bardzo dobry bokser i co do tego nie mam żadnych wątpliwości. Tylko tacy zostają mistrzami WBC. Dla niego to będzie debiut w kategorii do 140 funtów. Nie chciał już się męczyć z wagą, więc poszedł w górę. Ja swoją przyszłość widzę raczej w kategorii lekkiej, ale starcie z nim było tak atrakcyjne, że w ogóle się nie wahałem. Marzę już o tym, aby znaleźć się między linami i zrobić swoją robotę. Mój trener Tony opracował specjalną taktykę na Figueroę, dlatego mam więcej niż jeden plan, aby go pokonać. Nasze style zaowocuję emocjonującą walką, która zadowoli wszystkich kibiców! – przekonuje pewny siebie wyspiarz.