PIĘCIU CIĘŻKICH KRÓLÓW NOKAUTU
Poniżej znajduje się krótka lista ringowych zabijaków dywizji ciężkiej, którzy dostali od Boga dar w postaci dynamitu w pięściach. Oto moich pięciu królów nokautu. 5. Mike Tyson (50-6, 44 KO). „Bestia” z Brooklynu zdominowała całą wagę ciężką w drugiej połowie lat 80’ będąc jedynym w swoim rodzaju pięściarskim fenomenem. Wielu ekspertów uważało go za drugie wcielenie Jacka Dempsey’a, tylko większe i jeszcze straszliwsze. Przyczajony jak tygrys czekał na dogodny moment do ataku, a następnie z dziką furią wyprowadzał swoje mordercze bomby z obu rąk. Ikona światowego boksu ułożyła do snu m.in. takie sławy jak chociażby Trevor Berbick, Larry Holmes, Michael Spinks, czy Frank Bruno. 4. Lennox Lewis (41-2-1, 32 KO). Kolejny wspaniały król wszechwag, który powywracał większość z tych śmiałków, którzy ośmielili się stanąć mu na drodze. Sam również nie ustrzegł się dwóch wpadek z Hasimem Rahmanem i Oliverem McCallem, ale brytyjski „Lew” zrewanżował się później obydwu panom z nawiązką. Pod jego uderzeniami padali jak kłody m.in. nasz Andrzej Gołota, Shannon Briggs, Michael Grant, czy w końcu wypalony Mike Tyson. 3. George Foreman (76-5, 68 KO). Jeden z najlepszych i najmocniej bijących czempionów w historii wagi ciężkiej. Jego straszliwa prawa ręka oprócz Alego i Jimmyego Younga wykończyła całą ówczesną czołówkę. Chyba najlepszy pogrom w wykonaniu bombardiera z Teksasu miał miejsce w styczniu 1973 roku, kiedy to „Big George” zdemolował w przeciągu dwóch rund ówczesnego mistrza wszechwag Joe Fraziera. Foreman aż sześć razy posyłał dzielnego „Smokin Joe” na deski. Rok później to samo spotkało inną gwiazdę sprzed lat, Kena Nortona. Oczywiście nie można zapomnieć klasycznego nokautu, jaki w wieku 44 lat Foreman zafundował Michaelowi Moorerowi. W 1994 roku George przegrywał u wszystkich sędziów na punkty, gdy nagle w dziesiątej odsłonie ustrzelił młodego mistrza. 2. Earnie Shavers (74-14-1, 68 KO). Noszący wymowny przydomek „Czarny Niszczyciel” wojownik z Alabamy uznawany jest przez wszystkich ekspertów za najlepszego pięściarza wagi ciężkiej, który nigdy nie zdobył tytułu. Siła jego uderzenia stała się wręcz legendarna i w pierwszej połowie lat 80’ niewielu zdołało wytrzymać z nim w ringu pełnego dystansu. Warto zaznaczyć, że na 68 zwycięstw przed czasem, aż 33 z nich Shavers odniósł w pierwszych dwóch rundach. Jego pech polegał na tym, że przyszło mu rywalizować w ringu w czasie złotej ery wagi ciężkiej, w której aż roiło się wówczas od klasowych rywali. Dodatkowo wielu z nich nie miało na tyle odwagi, aby wejść z nim do klatki. Zarówno Muhammad Ali jak i Ron Lyle do dzisiaj twierdzą, że Earnie był najmocniej bijącym przeciwnikiem, z jakim kiedykolwiek walczyli. Silniejszym nawet od Foremana. 1. Joe Louis (66-3, 52 KO). Ponad sześćdziesiąt lat po zakończeniu kariery przez „Brązowego Bombardiera” z Alabamy eksperci boksu zawodowego i kibice nadal uważają, że był on najniebezpieczniejszym ringowym zabójcą. Joe pozostawał na tronie wszechwag przez dwanaście lat i zanotował niezwykłą liczbę 25 udanych obron. Mierzący 188cm wzrostu i w czasach swojej świetności nieprzekraczający limitu dywizji junior ciężkiej czempion, posiadał ogromny talent i druzgocący cios z prawej ręki. Louis brutalnie wykończył m.in. takie legendy jak Primo Carnera, Max Baer, Jack Sharkey, mającego polskich rodziców Stanley’a Ketchela, Jima Braddocka, Maxa Schmelinga, czy Jersey Joe Walcotta. Ciekawe jak wypadłby „Brązowy Bombardier” w rywalizacji ze swoim aktualnym następcą, świeżo upieczonym mistrzem WBC, noszącym ten sam przydomek Deontay’em Wilderem (33-0, 32 KO)?