CHISORA I FURY GROMIĄ RYWALI
CHISORA I FURY GROMIĄ RYWALI
Podczas sobotniej gali boksu zawodowego w Londynie swoje pojedynki bez problemów wygrali dwaj popularni na wyspach przedstawiciele wagi ciężkiej, czyli Dereck Chisora (20-4, 13 KO) i Tyson Fury (22-0, 16 KO). 30-letni „Del Boy” pewnie wypunktował na dystansie 10 rund niezłego Kevina Johnsona (29-5-1, 14 KO), po drodze (5 odsłona) rzucając nawet rywala z Atlanty na deski. Pojedynek ten od samego początku do końca toczony był pod dyktando urodzonego w Zimbabwe Derecka. 34-letni „Kingpin” od czasu do czasu starał się nawiązywać walkę, ale oprócz niezłego lewego prostego nie pokazał wczoraj w stolicy Anglii praktycznie nic wartościowego. Szarżujący i agresywnie prący do przodu jak czołg Chisora, potwierdził ponownie swoją formę i zaraz po ogłoszeniu werdyktu wyraził nadzieję na rywalizację z samym Aleksandrem Powietkinem (26-1, 18 KO). Swoje zadanie wykonał również w sobotnią noc 25-letni Fury. Ważący aż 124 kg, wyraźnie zapuszczony i niedotrenowany „Olbrzym z Wilmslow”, już w 4 rundzie zastopował starszego o siedem lat Joey’a Abella (29-8, 28 KO). Tyson nie ukrywał, że nie potraktował swojego rywala z Champlin w Minesocie zbyt poważnie. W ringu samozwańczy najlepszy bokser świata błaznował i próbował chyba naśladować Muhammada Alego, jednak zabrakło mu jednej, jakże istotnej rzeczy – refleksu. Jego popisy wyglądały wręcz śmiesznie, w negatywnym znaczeniu tego słowa. Mimo to, gdy tylko Brytyjczyk wziął się do roboty, a miało to miejsce w trzeciej odsłonie, Abell od razu zapoznał się dwukrotnie z deskami. Koniec nastąpił po przerwie, kiedy Amerykanin padł na matę po raz trzeci i sędzia ringowy uchronił go przed dalszym laniem przerywając rywalizację. Jeżeli Fury, podobnie jak Chisora, ma chrapkę na mistrzowski pas, to nie pozostaje mu nic innego, jak tylko wziąć się za ostre treningi. W takiej formie jak wczoraj nie ma czego szukać na szczycie wszechwag.
Wojciech Czuba