ZWYCIĘSTWA SZEREMETY I MISZKINA W LEGIONOWIE
W sobotę podczas gali Wojak Boxing Night w Legionowie odbyły się dwa interesujące i wyczekiwane przez rodzimych kibiców pojedynki z udziałem naszych czołowych zawodowców. W walce wieczoru rewanżowy bój z Pawłem Głażewskim (23-4, 5 KO) o pas WBC Baltic dywizji półciężkiej wygrał Maciej Miszkin (17-3, 4 KO). Natomiast nieco wcześniej Kamil Szeremeta (10-0, 1 KO) zapisał na swoim koncie największe jak do tej pory zwycięstwo pokonując doświadczonego Rafała Jackiewicza (46-13-2, 21 KO).
Podczas drugiego pojedynku pochodzącego z Sokółki Miszkina z mieszkającym w Białymstoku Głażewskim nie było może aż tak wielu emocji jak za pierwszym razem, ale i tak rywalizacja mogła się podobać. Szczerze się nielubiący pięściarze i tym razem dali z siebie wszystko i za wszelka cenę starali się zejść z ringu, jako zwycięzcy. Sztuka ta udała się noszącemu przydomek „Przystojniak” Maciejowi, który regularnie trafiał „Głaza” swoim firmowym prawym prostym. Miszkin miał cały czas inicjatywę, a walczący w defensywie Głażewski co chwile popełniał błędy.
Podopieczny trenera Fiodora Łapina konsekwentnie realizował swój plan taktyczny i z rundy na rundę powiększał swoja przewagę. Walczący schematycznie i przewidywalnie Paweł w ostatnich rundach przyjął kilka bomb od swojego „wroga”, ale na szczęście dla siebie uniknął wizyty na deskach. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali 99-91, 99-91 i 97-93 na korzyść „Przystojniaka”.
Na tę rywalizację kibice ostrzyli sobie zęby, ponieważ zarówno Rafał, jak i Kamil od wielu miesięcy nie szczędzili sobie za pośrednictwem mediów gorzkich słów, a to zapowiadało w ringu fajerwerki. Takowych jednak nie było, ponieważ Szeremeta stosunkowo łatwo i bezpiecznie wypunktował byłego mistrza Europy wagi półśredniej.
Noszący przydomek „Waleczne Serce” Rafał wbrew buńczucznym zapowiedziom był za mało aktywny i pasywny, aby w sobotę wygrać. 25-letni Szeremeta, który do tego ważnego starcia przygotowywał się m.in. w Ameryce, punktował przeciwnika głównie długimi prostymi, a od czasu do czasu „dorzucał” precyzyjne prawe na tułów. Znany z wielu ringowych wojen Jackiewicz, tym razem nie zrobił wiele, aby przełamać Szeremetę i przypuścić, jakiś jeden zdecydowany i wściekły szturm. 38-latek z Mińska Mazowieckiego atakował, ale bez większej wiary w powodzenie swoich akcji. Kamil nie podejmował zbędnego ryzyka i bezpiecznie dowiózł zwycięstwo do końca. Sędziowie po dziesięciu odsłonach byli jednomyślni (98-92 i dwa razy 97-93) uznając lepszym niepokonanego boksera z Białegostoku.
Warto dodać, że pomimo wzajemnej wielkiej i jawnej niechęci do siebie, po walce obydwaj panowie komplementowali siebie nawzajem, zakopując tym samym topór wojenny.