ZWYCIĘSTWA SANTA CRUZA I MOSLEYA
W nocy z soboty na niedzielę kolejne zwycięstwa do swoich rekordów dopisali utalentowany Leo Santa Cruz (31-0-1, 17 KO) oraz niesamowity Shane Mosley (48-9-1, 40 KO). 27-letni Meksykanin w walce wieczoru w Staples Center w Los Angeles po doskonałej wojnie zwyciężył ambitnego rodaka Abnera Maresa (29-2-1, 15 KO). Natomiast w kalifornijskim mieście Inglewood 43-letni Amerykanin już po raz drugi pokonał Ricardo Mayorgę (31-9-1, 25 KO). Starcie Cruza z Maresem zaspokoiło apetyty nawet najbardziej wybrednych fanów szermierki na pięści. Obydwaj meksykańscy wojownicy wyprowadzili ponad dwa tysiące uderzeń! Początkowo przewagę miał 29-letni Mares, ale od mniej więcej trzeciej odsłony to Cruz zaczął przejmować prym w ringu. Atakującego nieustannie Leo próbował kontrować Abner, co zaowocowało elektryzującymi wymianami i prawdziwą wojną na wyniszczenie. Nieco dokładniejszy i precyzyjniejszy był tej nocy noszący przydomek „Trzęsienie Ziemi” Cruz i to jego zwycięstwo zasłużenie po dwunastu rundach ogłosili sędziowie, punktując dwa razy 117-111 i remis 114-114. Dzięki temu mistrz świata dwóch dywizji zasiadł na tronie kolejnej, albowiem stawką tej walki był pas WBA Super World kategorii piórkowej. Po raz pierwszy Mosley z Mayorgą zmierzyli się w 2008 roku i po świetnej bitwie „Słodki” znokautował „Matadora” w dwunastej rundzie. Tym razem legendarny czempion trzech dywizji, który podczas swojej długiej i owocnej kariery rywalizował z najlepszymi w biznesie, także zastopował Nikaraguańczyka. Mimo dwuletniej przerwy Shane zaprezentował w sobotę doskonałą szybkość, którą przyćmił słynącego z kontrowersyjnych zachowań Mayorgę. W raz z upływem kolejnych rund Ricardo, który w przeszłości piastował mistrzowskie pasy w wadze półśredniej i junior średniej, zbierał coraz więcej precyzyjnych i morderczych ciosów Amerykanina. Mimo to słynący z granitowej szczęki „Matador”, chociaż był już porozbijany i wyraźnie zmęczony, ani myślał kłaść się na deski. W końcu w szóstej odsłonie „Słodki” znalazł sposób i wykończył tego twardziela piekielnym lewym hakiem na wątrobę. Ciekawe, kto teraz odważy się zmierzyć ze starym, ale wciąż jarym Mosleyem?