STRASZLIWA WOJNA W MOSKWIE! LEBIEDIEW POKONANY PRZEZ JONESA!

STRASZLIWA WOJNA W MOSKWIE! LEBIEDIEW POKONANY PRZEZ JONESA!
To co działo się w piątkową noc na ringu w Crocus Hall w stolicy Rosji wprost ciężko jest opisać słowami. Po niesamowicie krwawym boju faworyzowany Denis Lebiediew (25-2, 19 KO) przegrał ze skazywanym na porażkę Guillermo Jonesem (39-3-2, 31 KO) i stracił na rzecz Panamczyka swój tytuł mistrza świata federacji WBA World kategorii cruiser. 33-letni mańkut z Czekhowa mimo iż przeważał i trafiał swojego starszego o osiem lat rywala potwornymi ciosami, sam nie ustrzegł się również straszliwych bomb pretendenta i ostatecznie został wyliczony w jedenastej rundzie, kończąc w ten sposób jedną z najlepszych tegorocznych walk.
Wcześniej wydawało się, że słynący z wielkiej siły ciosu Rosjanin wprost przetoczy się po 41-letnim Jonesie. Jednak już na ceremonii ważenia czarnoskóry „El Felino” zademonstrował ogromną pewność siebie, co okazało się nie tylko robieniem dobrej miny do złej gry. Były mistrz świata już wtedy czuł chyba, że stać go na zwycięstwo i zdetronizowanie lokalnego idola, co tylko potwierdziło się, gdy zabrzmiał pierwszy gong.
Już pierwsze rundy tego mistrzowskiego pojedynku pokazały, że oto w ringu spotkali się dwaj twardziele, z których żaden nie ustąpi nawet na krok. Z obydwu stron leciały potężne ciosy, z których każdy mógł urwać przeciwnikowi głowę. Przewagę i to wyraźną miał jednak obrońca tytułu, który bił celniej i co chwilę wstrząsał Guillermo. Ten jednak też miał swoje momenty, czego efektem po czwartej odsłonie było już potwornie zapuchnięte prawe oko Lebiediewa.
W starciu numer siedem wydawało się, że Rosjanin przełamał dzielnego pretendenta i jego triumf jest już tylko kwestią czasu. Ten jednak przyjmował jego największe ciosy praktycznie bez zmrużenia okiem, demonstrując nadludzką odporność. Denis przeważał także w rundzie ósmej i w pewnym momencie jego prawy sierpowy na szczękę mógłby chyba zabić konia, Panamczyk jednak stał dalej na nogach.
Straszliwe lanie serwowane mu przez Rosjanina ani trochę nie zmąciło jego wiary w siebie i w końcowy sukces. Jones w dziesiątej rundzie włączył chyba turbo-dopalanie i ku osłupieniu licznie zgromadzonych kibiców o mały włos nie znokautował ich ulubieńca. Kolejna odsłona tej brutalnej wojny przyniosła nieoczekiwany koniec. Guillermo, który jakimś niepojętym sposobem wytrzymał tej nocy setki naprawdę straszliwych uderzeń Denisa, znowu zaatakował i mając mistrza przy linach wyprowadzał chaotyczną serię. Porozbijany Lebiediew przyklęknął w końcu na kolano i niespodziewanie dał się wyliczyć sędziemu ringowemu Stanleyowi Christodoulou. Umarł król, niech żyje król- Guillermo Jones nowym mistrzem świata!
Wojciech Czuba