SIŁA DYNAMITU, CZY MOC ŻYWIOŁU?

SIŁA DYNAMITU, CZY MOC ŻYWIOŁU?
Już w najbliższą sobotę w Thomas & Mack Center w Las Vegas odbędzie się kolejny niesamowity pojedynek, na który z niecierpliwością oczekują fani na całym świecie. Tym razem na ringu pojawi się największa gwiazda boksu zawodowego ostatnich lat, wspaniały „Dinamita”, czyli Juan Manuel Marquez (55-6-1, 40 KO). 40-letni meksykański wojownik skrzyżuje pięści z mistrzem świata wagi półśredniej federacji WBO, Timothy Bradleyem (30-0, 12 KO). Transmisję z tego wydarzenia w Polsce przeprowadzi stacja Polsat Sport Extra, początek w nocy od godziny 3:00.
Marquez, chociaż nie jest już młodzieniaszkiem nadal prezentuje w ringu fantastyczny poziom i powiedzenie, że jest jak wino, im starszy tym lepszy, pasuje do niego jak ulał. Swoją karierę rozpoczął w 1993 roku dosyć pechowo, bo od porażki i pewnie nawet on sam nie spodziewał się, że w swoim ukochanym sporcie dokona tak wiele. Podsumowując w skrócie niesamowite osiągnięcia tego jedynego w swoim rodzaju pięściarza, wystarczy napisać, że zdobywał mistrzowskie trony w czterech różnych kategoriach wagowych i aż siedmiokrotnie piastował tytuł czempiona najważniejszych federacji.
Dla „Dinamity” najbliższy występ będzie pierwszym od czasu chyba najpiękniejszego zwycięstwa w jego karierze, nad odwiecznym rywalem Mannym Pacquiao (54-5-2, 38 KO). Z równie sławnym Filipińczykiem Juan próbował wcześniej swoich sił trzykrotnie (remis i dwie porażki) i za każdym razem ich wyrównane ringowe wojny przechodziły do historii sportu. W końcu w grudniu 2012 roku Marquez postawił na swoim i udowodnił nie tylko sobie, ale i całemu światu, że nie jest od „Pacmana” gorszy. W szóstej rundzie straszliwie znokautował podopiecznego Frediego Roacha, który padł jak rażony gromem.
Po tym wymarzonym triumfie wydawało się, że Juan, który zarobił w ringu miliony i zdobył wszystko co było do zdobycia, przejdzie na zasłużoną sportową emeryturę. Nic bardziej mylnego. Ten świetny technik, imponujący bajeczną techniką i błyskawicznymi kontrami, nadal jest głodny boksu i chce walczyć.
Tym razem na jego celowniku znalazł się ambitny czarnoskóry 30-latek z Kalifornii. Bradley to prawdziwy tytan pracy, czego dowodem jest świetnie wyrzeźbiona sylwetka. Mimo mięśni godnych kulturysty (zwłaszcza mięśnie brzucha) Timothy nie imponuje siłą uderzenia. To raczej technik, który zamęcza swoich rywali nieustanną presją i lawiną ciosów, często też niebezpiecznie atakując wygoloną głową. Nie można mu także odmówić serca do walki, co udowodnił chociażby z Devonem Alexandrem (25-1, 14 KO), czy w ostatnim swoim pojedynku z groźnym Rosjaninem Rusłanem Provodnikowem (22-2, 15 KO). W zeszłym roku noszący przydomek „Pustynna Burza” Bradley strasznie zraził do siebie kibiców, odnosząc niezasłużone zwycięstwo nad dobrym znajomym Marqueza, Mannym Pacquiao. Amerykanin przegrywał z Filipińczykiem wyraźnie, mimo tego skandaliczni sędziowie, to jemu pozwolili zachować czyste konto. Na szczęście Timothy powrócił do łask fanów zostawiając serce w bardzo ciężkim, ale wygranym starciu z Provodnikowem.
W sobotę faworytem będzie meksykański „Dynamit”, o którego sławie, uwielbieniu kibiców i trofeach marzy zapewne Bradley. Marquez już nic nie musi, on już tylko może. Przyszły członek Hall of Fame będzie się jednak musiał naprawdę postarać, jeżeli do swojej kolekcji chce dorzucić pas WBO. „Pustynna Burza” nie odda go tak łatwo, a kto wie, może nawet postara się o niespodziankę?
Wojciech Czuba