BRUTALNY NOKAUT REKOWSKIEGO, ŚWIETNY POWRÓT CIEŚLAKA
BRUTALNY NOKAUT REKOWSKIEGO, ŚWIETNY POWRÓT CIEŚLAKA
Oprócz ciekawej walki wieczoru Zimnoch – McCall, podczas gali boksu zawodowego w Legionowie świetne wrażenie pozostawili po sobie także inni bohaterowie sobotniej nocy. Jeden z najlepszych pojedynków w swojej karierze stoczył zapewne widowiskowy Krzysztof Cieślak (18-5, 6 KO), a brutalnym nokautem na synu „Atomowego Byka” popisał się potężnie bijący Marcin Rekowski (9-0, 8 KO). Występujący w wadze lekkiej 28-letni Krzysiek przerwał wczoraj w końcu złą passę (porażki w trzech ostatnich występach) i razem z Arielem Krasnopolskim (2-3, 0 KO) stworzył w Legionowie niezapomnianą bitwę. Już pierwsza runda postawiła kibiców na nogi, kiedy to po kilku sekundach potężny prawy Ariela posłał „Skorpiona” na matę. Cieślak zdołał jednak jakimś cudem szybko dojść do siebie i rozpoczął kontrofensywę. Kolejne odsłony to toczone w szaleńczym tempie wymiany, pełne nieoczekiwanych zwrotów akcji, w których obydwaj zawodnicy dawali z siebie wszystko. Tę wojnę na wyniszczenie zaczął wygrywać Cieślak, który w starciu numer siedem ustrzelił w końcu swojego rywala z Białegostoku zapewniając sobie zwycięstwo przez ciężkie KO. Kolejnym zapadającym w pamięć pojedynkiem była ostatnia walka legionowskiej gali, czyli starcie w dwóch „ciężkich” Rekowskiego i Elijaha McCalla (11-3-1, 10 KO). Bardzo szybko okazało się, że 25-letni czarnoskóry bokser z Chicago odziedziczył po swoim wielkim ojcu jedynie nazwisko. Starszy o dziesięć lat Polak narzucił wysokie tempo i zaczął przeważać, trafiając Elijaha potężnymi uderzeniami. Najwięcej spustoszenia na twarzy rywala czyniły zwłaszcza mordercze lewe sierpowe, które w niedługim czasie doszczętnie rozkwasiły nos Amerykanina. Wraz z upływem kolejnych minut „Rex” nabierał coraz większej pewności siebie, w przeciwieństwie do McCalla, który słabł w oczach, a jego krew pryskała na wszystkie strony jak w horrorach. Brutalny koniec nastąpił w starciu numer pięć, kiedy to Marcin trafił Amerykanina strasznym prawym sierpem, a następnie poprawił jeszcze kilkoma innymi nie mniej mocnymi uderzeniami. Znokautowany Elijah na oczach swojego wstrząśniętego ojca Olivera runął na deski. Krwawa maska w jaką zamieniła się twarz zawodnika z USA z pewnością pozostanie na długo w pamięci kibiców. No cóż, kto mieczem wojuje – od miecza ginie.
Wojciech Czuba