WYNIKI SOBOTNICH WALK
WYNIKI SOBOTNICH WALK
Niestety nie udała się wycieczka naszego Dariusza Sęka (19-1-1, 7 KO) do Berlina. 26-letni pięściarz z Tarnowa poniósł pierwszą porażkę w zawodowej karierze, przegrywając jednogłośnie na punkty z lokalnym faworytem, starszym o trzy lata Robertem Woge (12-0, 10 KO). Występujący w kategorii półciężkiej Polak stworzył razem z ograniczonym boksersko, ale bardzo silnym i prącym do przodu jak czołg Niemcem, zacięte widowisko. Prawdopodobnie od ósmego starcia Darek walczył ze złamaną lewą ręką, co na pewno utrudniło mu i tak nie łatwe zadanie. Miejmy nadzieję, że ta przegrana nie załamie tego ambitnego zawodnika i w niedalekiej przyszłości powróci jeszcze lepszy. Na tej samej gali w walce wieczoru w hali Maxa Schmelinga trzecią już bitwę stoczyli ze sobą Marco Huck (36-2-1, 25 KO) i Ola Afolabi (19-3-4, 9 KO). Przypomnijmy, że w 2009 roku zwyciężył urodzony w Bośni Niemiec, a w 2012 był remis. Tym razem stosunkiem głosów dwa do remisu (117-111, 115-113 i 114-114) sędziowie opowiedzieli się za 28-letnim obrońcą tytułu mistrza świata federacji WBO dywizji cruiser, który dzięki temu już po raz jedenasty obronił swój pas. Mający 33 lata londyńczyk Afolabi robił co mógł, ale najpierw przespał pierwszą część walki, a potem do końca nie mógł już znaleźć sposobu na świetnie dysponowanego i przygotowanego „Kapitana Hucka”. Podobnie jak Sęk, również niezbyt miło będzie wspominał ostatnią sobotę Robert Świerzbiński (11-2, 3 KO). 31-letni bokser z Białegostoku w odległym Montrealu spróbował swoich sił w starciu ze słynącym z potężnej siły uderzenia i kreowanym na przyszłego mistrza świata wagi średniej Davidem Lemieux (29-2, 28 KO). Konfrontacja okazała się niezbyt szczęśliwa dla naszego zawodnika, który już w pierwszej rundzie przegrał przed czasem. Młodszy o siedem lat i uderzający z siłą dynamitu Kanadyjczyk posyłał Polaka na deski aż trzykrotnie, nie pozostawiając nikomu żadnych złudzeń odnośnie swojej rosnącej wciąż formy, którą nieco przyhamowały dwie porażki w 2011 roku. Wówczas młodego bombardiera pokonali najpierw Marco Antonio Rubio, a później Joachim Alcine. Po tym zimnym prysznicu David powrócił do gry notując już czwartą wygraną przez nokaut. Kolejne zwycięstwo do swojego rekordu dopisał wczorajszej nocy także wspaniały Kubańczyk Yuriorkis Gamboa (23-0, 16 KO). „Cyklon z Guantanamo” pokonał na punkty niebezpiecznego Kolumbijczyka Darleysa Pereza (28-1, 19 KO), którego miał nawet w pierwszej odsłonie na deskach i dzięki temu zawiesił na swoich biodrach pas tymczasowego mistrza świata federacji WBA wagi lekkiej. Debiutujący w nowej kategorii Gamboa wyraźnie deklasował rywala i po ostatnim gongu sędziowie nie mieli żadnych dylematów, zgodnie punktując 116-111, 116-111 i 115-112 dla boksera z „Gorącej Wyspy”. Podczas tej samej gali w pojedynku wieczoru nowym królem federacji WBC wagi półciężkiej został urodzony w Haiti, a zamieszkały w Kanadzie potwornie silny Adonis Stevenson (21-1, 18 KO). 35-letni „Superman” w kilkadziesiąt sekund zdemolował faworyzowanego i młodszego o pięć lat Amerykanina Chada Dawsona (31-3, 17 KO). Po kilku rozpoznawczych ciosach Stevenson ustrzelił „Złego” Chada potężnym lewym sierpowym w okolice skroni. Co prawda dobrze znany polskim kibicom Dawson zdołał stanąć na nogi, ale był wyraźnie zamroczony i słusznie sędzia ringowy Michael Griffin nie dopuścił go do dalszej rywalizacji. Tym samym dzielny pięściarz z miasta New Haven poniósł już drugą porażkę przed czasem z rzędu. Czyżbyśmy obserwowali powolny upadek tego świetnego, ale chyba już nieco porozbijanego boksera?
Wojciech Czuba