
Nieznacznym faworytem jest młodziutki „Canelo”, czyli „Cynamon”. Ringowy pseudonim nawiązuje do nietypowego, jak na Meksykanina, rudego koloru włosów Saula, który zawdzięcza swojej mamie. Co ciekawe ma on trzech braci (również boksują) i wszyscy są czarnowłosi. Saul przygodę z boksem rozpoczął w wieku 13 lat, zaraz po tym jak obejrzał zawodowy debiut swojego starszego brata Rigoberto. Jako amator może pochwalić się wywalczeniem mistrzostwa swojego kraju juniorów w wieku 15 lat. Niedługo później mając 20 pojedynków na koncie postanowił zostać zawodowcem.
Pierwszą walkę, jako profesjonał stoczył w październiku 2005 roku. Młodziutki i niezwykle utalentowany „Canelo” zwłaszcza na początku kariery nie marnował czasu. Często wchodził do ringu po sześć, siedem, a nawet osiem razy do roku (np. w 2008), dzięki czemu mimo zaledwie 22 lat na karku, posiada tak wspaniały rekord, 41 zwycięstw i 1 remis. Mistrzem świata został w marcu 2011 roku, kiedy to bez najmniejszych problemów zwyciężył twardego Brytyjczyka Matthew Hattona. Dotychczas obronił swój zielony pas WBC pięć razy.
Warto dodać, że „Canelo” jest promowany przez prężną i potężną grupę Oscara De La Hoyi „Golden Boy Promotions”, która bardzo szybko odkryła w młodym pięściarzu kurę znoszącą złote jajka. Alvarez jest szalenie popularny zarówno w swojej ojczyźnie, gdzie ma status gwiazdy rockowej, jak i w USA. Na każdy jego pojedynek przychodzą tłumy, a pakiety PPV schodzą jak ciepłe bułeczki. Nie jest tajemnicą, że już wkrótce młody gwiazdor może zdetronizować samego Floyda Mayweathera Jr. z piedestału najpopularniejszego gracza w biznesie. Bardzo możliwe, że niedługo obydwaj spotkają się w ringu, co zaowocuje zapewne nieprawdopodobnym zainteresowaniem kibiców oraz mediów i wtedy przekonamy się, który z nich jest lepszy w bezpośredniej rywalizacji.
Na razie jednak nieliczni krytycy Saula zarzucają mu, że w ringu demoluje tylko średniaków, albo takich rywali, którzy wywodząc się z niższych dywizji, nie stanowią dla niego praktycznie żadnego zagrożenia. W sobotę czeka go więc bardzo poważny test, bowiem rywal należy do ścisłej światowej czołówki i podobnie jak Meksykanin zdaje sobie świetnie sprawę jakie profity i świetlaną przyszłość oznacza zwycięstwo. Tak, Austin Trout to typowy zawodnik wagi junior średniej i w Alamodome zrobi wszystko, aby udowodnić, że to on jest prawdziwym mistrzem, a nie marketingowym tworem.
Pochodzący z miasta Las Cruces „No Doubt” królem WBA został w lutym 2011 roku, kiedy to pokonał… brata Saula, Rigoberta Alvareza. Austin obronił swój tytuł czterokrotnie, a w ostatnim pojedynku odprawił z kwitkiem taką wielką gwiazdę, jaką bez wątpienia ciągle jest Portorykańczyk Miguel Cotto. Wtedy w nowojorskiej hali Madison Square Garden również był skazywany na porażkę. Ciekawe czy świetny technicznie Amerykanin znowu powtórzy swój wyczyn i pokona agresywnie walczącego, silnego jak tur i pewnego siebie oponenta? Cóż, na pewno będzie mu trudno powstrzymać błyskawiczne szarże i brutalne ofensywy 22-letniego idola publiczności, ale dokładniejszą odpowiedź poznamy za kilka dni.