KLICZKO POKONAŁ POWIETKINA

KLICZKO POKONAŁ POWIETKINA
Władimir Kliczko (61-3, 51 KO) razem ze swoim starszym bratem Witalijem nadal pozostają królami wagi ciężkiej. W sobotnią noc na ringu w Moskwie 37-letni Ukrainiec po 12 rundach pokonał na punkty Aleksandra Powietkina (26-1, 18 KO) i obronił tym samym mistrzowskie pasy federacji IBF, WBA, WBO, IBO i The Ring. „Doktor Stalowa Pięść” dokonał tego bez większych problemów, mając nawet ambitnego Rosjanina cztery razy na deskach. Trochę jednak rozczarował kibiców poziom tej konfrontacji, bo na pewno po dwóch mistrzach olimpijskich spodziewano się więcej emocji, przy czym większą winę za to ponosi oczywiście czempion z Kijowa.
Władimir, który swój złoty krążek olimpijski wywalczył w Atlancie, rozpoczął pojedynek w stolicy Rosji zgodnie z przypuszczeniami. Obrońca tytułu szachował nacierającego Aleksandra swoim firmowym lewym prostym, a gdy ten jakimś cudem przedarł się przez tą zasłonę, od razu wieszał się na nim paraliżując jego poczynania. W drugiej rundzie pretendent po raz pierwszy znalazł się na deskach, kiedy to pod koniec starcia do jego głowy dotarł króciutki lewy sierp mistrza. Niezrażony tym „wypadkiem przy pracy” Aleksander zaraz po przerwie znowu zabrał się do roboty próbując odrobić straty. Nie za wiele jednak z tego wyszło, głównie za sprawą Władimira, który dawał istny popis klinczów i trzymania, co zgromadzeni na stadionie kibice skwitowali gwizdami i buczeniem. Podobnie było w starciu numer 4 i 5. Prący do przodu jak czołg i często zadający ciosy na oślep Powietkin i ograniczający się do pojedynczych kontr i ciągłych zapasów Kliczko.
Obraz pojedynku nie zmienił się i w rundzie 6, co dla spragnionych emocji fanów pięściarstwa, było zapewne nie lada irytujące. Dopiero kolejna odsłona przyniosła emocje, w postaci knockdownów. W 7 rundzie Aleksander aż trzy razy lądował na deskach ringu, ale mimo tego nadal próbował atakować. Cóż z tego, gdy Władimir cały czas trzymał się swojej sprawdzonej już od lat taktyki, nie dopuszczając do zagrożenia. Aleksander ciągłą aktywność i przepychanki ze sporo cięższym rywalem przypłacił bardzo szybko postępującym kryzysem kondycyjnym. „Sasza” zadawał sygnalizowane i łatwe do uniknięcia „cepy” oraz sprawiał wrażenie, że każdy mocniejszy cios Ukraińca powali go ponownie na matę.
Dziesiąte starcie to w końcu popis lewych prostych w wykonaniu przyjezdnego boksera, które z precyzją i ogromną siłą lądowały na twarzy Aleksandra. W 11 rundzie w końcu przypomniał o sobie… sędzia ringowy Luis Pabon, który do tej pory udawał, że nie widzi ciągłych fauli Ukraińca. Tym razem chyba mający wyrzuty sumienia arbiter ukarał młodszego z braci ostrzeżeniem za trzymanie. Rychło w czas… Ostatnie starcie to jeszcze zrywy ambitnego mistrza olimpijskiego z Aten, które jednak nic już nie mogły zmienić. Gdy zabrzmiał ostatni tej nocy gong, sędziowie bez problemów wskazali na Władimira, punktując zgodnie 119-104.
Wojciech Czuba