ZWYCIĘSTWA ŁASZCZYKA, KOŁODZIEJA I SZPILKI

ZWYCIĘSTWA ŁASZCZYKA, KOŁODZIEJA I SZPILKI
Podczas sobotniej gali „Wojak Boxing Night” w Rzeszowie, zgodnie z planem kolejne zwycięstwa do swoich rekordów dopisali faworyci. Trzynaste zwycięstwo na zawodowym ringu odniósł Kamil Łaszczyk (13-0, 6 KO), który zwyciężył dobrego znajomego z czasów amatorskich Krzysztofa Rogowskiego (5-3, 2 KO). 22-letni bokser z Wrocławia, cały czas kontrolował wydarzenia w ringu i miał nawet swojego starszego o dziewięć lat rywala z Poznania na deskach. Ostatecznie zadowolił się jednogłośną wygraną na punkty 60-53.
Kolejną cenną wiktorię odniósł w Rzeszowie także nasz czołowy przedstawiciel dywizji cruiser Paweł Kołodziej (31-0, 17 KO). Pochodzący z Krynicy Zdrój „Harnaś”, po ośmiu rundach odprawił z kwitkiem świetnego niegdyś Jamajczyka Richarda Halla (30-13, 28 KO). W czwartej odsłonie Polak miał nawet byłego mistrza świata na deskach po świetnej kombinacji zakończonej precyzyjnym prawym sierpowym, ale na wykończenie rannej ofiary zabrakło mu czasu. Kołodziej, który z powodu kontuzji ponad rok pozostawał nieaktywny, zdominował wyraźnie 41-letniego „Destroyera”, którego wszyscy kibice pamiętają zapewne z dwóch niesamowitych thrillerów, jakie stworzył przed laty razem z Dariuszem Michalczewskim. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali 80-71, 80-71 i 80-68 dla „Harnasia”.
Sporym niedosytem zakończył się natomiast pojedynek wieczoru w hali Podpromie, pomiędzy Arturem Szpilką (14-0, 11 KO), a doświadczonym Tarasem Bidenko (28-6, 12 KO). Po rozpoznawczej pierwszej rundzie w której niewiele się działo, Ukrainiec nie wyszedł do następnej tłumacząc się kontuzją prawego kolana. Niewiadomo tak naprawdę, czy było to zgodne z prawdą, czy też walczący w przeszłości z czołowymi Europejskimi ciężkimi Bidenko, po prostu stracił ochotę na dalszą rywalizację. Według znanego komentatora pana Kostyry, Ukrainiec mógł odnieść kontuzję już znacznie wcześniej u siebie, ale nie zgłosił jej chcąc zapewne powrócić do domu z wypłatą. Tak czy owak, „Szpila” i spragnieni emocji kibice obeszli się smakiem. Warto dodać, że w Rzeszowie zagościł na trybunach największy wróg Artura, Krzysztof Zimnoch, którego bokser z Wieliczki nie omieszkał ponownie sprowokować. Miejmy nadzieję, że ta bratobójcza wojna, już wkrótce dojdzie do skutku.
Wojciech Czuba