ZWYCIĘSTWA WACHA, ŁASZCZYKA I GŁOWACKIEGO
Miniony weekend był udany dla naszych profesjonalnych pięściarzy. W piątek w Dzierżoniowie podczas gali „Windoor Boxing Night” po dwóch latach przerwy w końcu powrócił na ring Mariusz Wach (28-1, 15 KO). Mierzący ponad dwa metry wzrostu 34-letni „Wiking” zwyciężył bez problemów na dystansie ośmiu rund na punkty solidnego Samira Kurtagica (12-7, 8 KO). Przewaga olbrzyma z Krakowa, nie podlegała dyskusji. Mariusz ładnie punktował rywala lewym prostym, do którego dokładał prawy dyszel. W trzeciej odsłonie były pretendent do tronu wszechwag był nawet bliski zwycięstwa przed czasem, ale zabrakło precyzji. W drugiej części pojedynku aktywność Polaka nieco zmalała, ale po tak długiej przerwie to zrozumiałe. Po ostatnim gongu sędziowie nie mieli problemów punktując 80:73, 80:72 i 79:73 na korzyść naszego zawodnika. Trzecie tegoroczne zwycięstwo odniósł na tej samej imprezie nasz utalentowany przedstawiciel dywizji piórkowej Kamil Łaszczyk (18-0, 7 KO). 23-latek z Wrocławia po ośmiu wyrównanych rundach pokonał Hiszpana Sergio Romero (7-4-3, 0 KO). Okazało się jednak, że mimo niezbyt imponującego rekordu przybysz z Madrytu wysoko zawiesił poprzeczkę „Szczurkowi”. Mimo ambitnej postawy Romero Łaszczyk kontrolował wydarzenia w ringu i pewnie wygrał na punkty 78:75 i dwukrotnie 77:75. Bardzo cenne zwycięstwo odniósł także obiecujący Krzysztof Głowacki (23-0, 15 KO). 28-latek z Wałcza wystąpił w sobotę w walce wieczoru na gali „Wojak Boxing Night” w Nowym Dworze Mazowieckim. Tam sympatyczny i występujący w kategorii junior ciężkiej „Główka” zastopował w efektownym stylu w piątej odsłonie Thierry’ego Karla (31-6, 19 KO). Dzięki temu Krzysztof już w następnej walce może zmierzyć się z Albańczykiem Nurim Seferim w oficjalnym eliminatorze do tronu federacji WBO, na którym od lat zasiada Marco Huck. Bitny Francuz tanio skóry nie sprzedał i do czasu zastopowania rywalizacji nie odpuszczał Polakowi. Na szczęście Głowacki bił tego dnia silniej i precyzyjniej i posłał przeciwnika na deski najpierw lewym na wątrobę, a chwilę później dokładnie takim samym uderzeniem tyle, że na głowę powtórzył całą sytuację. Co prawda Karl zdołał jeszcze stanąć na nogi, ale po kolejnym błyskawicznym ataku ulubieńca kibiców przyklęknął po raz trzeci i dał się wyliczyć. Brawo Krzysztof!