ZAPOMNIANY MISTRZ – EDER „ZŁOTY KOGUT” JOFRE
Poniżej przypominamy sylwetkę jednego z najlepszych mistrzów wagi koguciej. Panie i panowie poznajcie niesamowitego „Złotego Koguta” Edera Jofrę (72-2-4, 50 KO). Nie bez przyczyny Eder Jofre jest uważany przez kibiców i ekspertów za najwspanialszego boksera kategorii do 52,5 kilogramów. Ten nazywany „Złotym Kogutem” czempion przez cztery lata zdominował kompletnie swoją dywizję, a następnie po trzech latach emerytury powrócił zdobywając tytuł WBC w wadze piórkowej. W 78 pojedynkach Brazylijczyk zanotował cztery remisy, a przegrywał tylko dwukrotnie (!!!). Jego jedynym pogromcą okazał się inny świetny pięściarz tamtych lat, Japończyk Masahiko Fighting Harada (55-7, 22 KO). Jofre urodził się 26 marca 1936 roku w należącym wówczas do Włoch dystrykcie Sao Paulo, gdzie jego ojciec prowadził klub dla bokserów i zapaśników. Ten mierzący niespełna 163 centymetry wzrostu wojownik uderzał z siłą przedstawiciela wagi lekkiej. Co ciekawe niemal od dziecka Eder był zagorzałym wegetarianinem. Ta niezbyt popularna wśród zawodowych pięściarzy dieta nie przeszkodziła mu uderzać z mocą dynamitu. W efekcie jego morderczych ciosów wszystkie walki, w których stawką był tytuł dywizji koguciej Jofre zakończył widowiskowymi demolkami rywali. Jeden z najlepszych dziennikarzy bokserskich Jack Hirsch w 1994 roku tak pisał o „Złotym Kogucie”. „Styl walki Jofre najbardziej przypomina ten, który prezentował Julio Cesar Chavez. Oglądając jego pojedynki na taśmach trudno nie zgodzić się, że miał on ten sam charakterystyczny agresywny styl. Chavez posiadał jednak odrobinę lepszą technikę i przegląd sytuacji, natomiast Jofre bił mocniej, a jego kombinacje były bardziej efektowne.” Eder już od najmłodszych lat „nasiąkł” boksem za sprawą wspomnianego powyżej klubu sportów walki, który prowadził jego ojciec. Swój pierwszy pojedynek przyszły mistrz miał już w wieku dziewięciu lat, a jego rywalem był kuzyn. Tę rodzinną batalię wygrał Jofre stopując przeciwnika w trzeciej rundzie. W 1956 roku młody pięściarz był na tyle dobry, że dostąpił zaszczytu reprezentowania swojego kraju na olimpiadzie w Melbourne. Wyjazd do Australii nie był jednak zbyt udany, bowiem Jofre przegrał swoją drugą walkę i rozczarowany niedługo później zasilił szeregi zawodowców. Przypomnijmy, że w Melbourne zdecydowanie więcej szczęścia mieli nasi bokserzy. Henryk Niedźwiedzki w wadze piórkowej i Zbigniew Pietrzykowski w lekkośredniej przywieźli do domu brązowe krążki. Wracając do bohatera tego artykułu, Jofre po przejściu na zawodowstwo na początku występował tylko w Brazylii, gromiąc jednego przeciwnika po drugim. Dopiero w 1960 roku niepokonany walczak wyjechał do Los Angeles, aby zmierzyć się tam z twardym Joe Medelem (69-31-8, 44 KO). Mimo sporych problemów z wagą, osłabiony zbijaniem kilogramów Eder znokautował Meksykanina w dziesiątej odsłonie. Pięć miesięcy później znowu zawitał do Miasta Aniołów by skrzyżować rękawice z Eloy’em Sanchezem (37-22-1, 12 KO). W pojedynku tym stawką była amerykańska wersja tytułu mistrzowskiego (National Boxing Association) kategorii koguciej. Brazylijski żywioł ponownie nie zostawił złudzeń i wykończył kolejnego Meksykanina, tym razem w szóstym starciu. W styczniu 1962 „Złoty Kogut” po raz kolejny potwierdził swój talent i ciężką rękę zwyciężając u siebie w Sao Paulo cenionego Johnny Caldwella (29-5-1, 14 KO). Niepokonany wówczas zawodnik z Irlandii Północnej poległ z kretesem w dziesiątej rundzie. We wrześniu 1962 roku skazywany przez ekspertów i bukmacherów na porażkę „Złoty Kogut” ponownie znokautował Medela potwornym prawym (szósta runda). W nagrodę zawiesił na swoich biodrach pas mistrzowski federacji WBA. Już w swoim kolejnym występie między linami dorzucił do kolekcji tytuł WBC, a stającego mu wówczas na drodze japońskiego mańkuta Katsutoshi Aokiego (48-14-4, 25 KO) skosił z nóg niczym drwal precyzyjną bombą z lewej. Eder zawsze był ciekawy świata i nigdy nie unikał żadnych wyzwań. Ufny w siłę swoich pięści bez wahania stawał naprzeciwko rywali w takich krajach jak Wenezuela, Ameryka, Japonia, Filipiny czy Kolumbia. Powód tych gościnnych występów był też z goła prosty i „Złoty Kogut” wcale go nie ukrywał. „Brazylia to biedny kraj i po prostu nie mogę tutaj wystarczająco dużo zarobić”. Po wielu latach dominacji jego zapał do tego jakże ciężkiego sportu, jakim jest zawodowe pięściarstwo, zaczął powoli gasnąć. W 1963 roku ku zaskoczeniu dziennikarzy w jednym z wywiadów Jofre stwierdził, że zamierza niedługo przejść na emeryturę i zostać dekoratorem wnętrz i projektantem. „Ciągłe treningi zaczynają mnie już nudzić” – mówił. – „Jednak bardzo lubię pieniądze i to z tego powodu nadal walczę” – dodawał z uśmiechem. W maju 1965 roku niepokonany w pięćdziesięciu walkach brazylijski mistrz udał się do Japonii, aby rzucić na szalę swoje pasy w boju przeciwko Masahiko „Fighting” Haradzie (55-7, 22 KO), byłemu czempionowi dywizji muszej. Walczący u siebie wojownik z kraju kwitnącej wiśni już w drugiej odsłonie mocno zranił Edera. Ten przetrwał trudne chwile i zrewanżował mu się w szóstej, kiedy to ku rozpaczy dwunastu tysięcy lokalnych fanów omal nie zastopował ich faworyta. Ostatecznie po piętnastu wypełnionych nieustanną akcją rundach nie jednogłośnie na punkty wygrał Harada. Warto nadmienić, że za ten porywający ringowy thriller Jofre zarobił 30 tysięcy, a świeżo upieczony mistrz 2,5 tysiąca dolarów. Eder od razu po ogłoszeniu werdyktu twierdził, że został w Nagoi oszukany i za wszystko obwiniał sędziego ringowego Barney’a Rossa. Ten poważnie chory już wówczas były mistrz świata wagi lekkiej i półśredniej (zmarł niespełna dwa lata po tej walce), nie reagował wystarczająco na ciągłe ataki głową i trzymanie Harady. Oczywiście wynik tej wojny był powszechnie komentowany w bokserskim świecie, co w efekcie doprowadziło do wyczekiwanego rewanżu. Rok później w Tokio obydwaj panowie spotkali się ponownie i znowu lepszym okazał się Japończyk, który tym razem wygrał jednogłośnie na punkty. Po tej porażce smutny Jofre tłumaczył się problemami z wagą i niedługo później zawiesił rękawice na kołku. Na ring powrócił dopiero w sierpniu 1969 roku i po czternastu wygranych z rzędu w maju 1973 roku doczekał się kolejnej mistrzowskiej szansy. Mając 37 lat Eder zdetronizował ówczesnego mistrza wagi piórkowej, świetnego Kubańczyka Jose Legra (133-11-4, 50 KO), odbierając mu zielony pas WBC. Po tym wielkim sukcesie „Złoty Kogut” zanotował zaledwie jedną udaną obronę, stopując w czwartej rundzie byłego mistrza świata, Meksykanina Vicente Saldivara (37-3, 26 KO). W następnym roku organizacja WBC pozbawiła go pasa z powodu unikania walki z jej oficjalnym pretendentem. Prawda była jednak taka, że Jofre opiekował się wtedy swoim ciężko chorym na raka ojcem i nie miał czasu, ani głowy do treningów. Eder występował jeszcze z powodzeniem aż do października 1976 roku, odprawiając z kwitkiem siedmiu kolejnych śmiałków. Na definitywną emeryturę przeszedł w wieku 40 lat i został trenerem młodych pięściarzy. Ten zagorzały fan futbolu słynie z tego, że mimo upływu czasu cały czas utrzymuje się w doskonałej formie i kondycji. Oprócz tego z powodzeniem pomnożył swój zarobiony między linami majątek otwierając różne biznesy, w tym sieć supermarketów. W dowód jego pięściarskich osiągnięć został wybrany do International Boxing Hall of Fame i World Boxing Hall of Fame.