ZAPOMNIANE BITWY – JOE L0UIS VS BILLY CONN
18 czerwca 1941 roku tysiące kibiców zgromadzonych na nowojorskim stadionie Polo Grounds obejrzało jedną z najwspanialszych i najbardziej zaciętych bitew w historii wagi ciężkiej. Dla wspaniałego Joe Louisa (66-3, 52 KO) była to już osiemnasta obrona mistrzowskiego tytułu i większość ekspertów spodziewała się, że jego rywal z Pittsburgha Billy Conn (64-11-1, 15 KO) zostanie przez niego szybko rozbity. Ku zaskoczeniu wszystkich występujący w wadze półciężkiej pretendent wspiął się tego dnia na wyżyny swoich możliwości i zafundował legendarnemu czempionowi jedną z najtrudniejszych walk w karierze. Conn był wówczas w niezłym gazie, czego dowodem był świetny rekord dziewiętnastu zwycięstw z rzędu i wywalczenie tytułu mistrzowskiego w dywizji półciężkiej. Wraz z nim do Nowego Jorku przybyło tysiące jego fanów, którym obiecał, że nawet jak będzie ranny, to nie odpuści i będzie walczył do końca. Tak też właśnie zrobił. Już w drugiej rundzie „Brązowy Bombardier”, mający wówczas 49 zwycięstw na koncie i tylko jedną porażkę, wstrząsnął pretendentem potężnym prawym. Billy odgryzł się z nawiązką w starciu numer cztery lokując na głowie mistrza precyzyjne dwa prawe „dyszle”. Piąta odsłona była niezwykle zacięta, ale na swoje konto zapisał ją Louis głównie za sprawą morderczych ciosów na tułów, a wstrząśnięty Conn w czasie zbawiennej przerwy pomylił narożniki. Następne trzy minuty to dalszy atak bombardiera z Alabamy skupiający się znowu na dolnych partiach pretendenta, któremu dodatkowo rozciął oko. Wszystko zmieniło się w rundzie siódmej, w której to coraz bardziej porozbijany „Dzieciak z Pittsburga” nieoczekiwanie wykrzesał z siebie skrywane pokłady energii i ze zdwojoną siłą zaatakował króla. Jego ofensywa trwała także przez całą ósmą odsłonę, a jego doskonała praca nóg i błyskawiczne ciosy coraz bardziej irytowały Louisa. Rozpędzony Billy wygrał również dziewiąte starcie, ale Joe powrócił do gry dziesiątym. Wciąż świetna szybkość Conna sprawiła, że na jego konto sędziowie zapisali rundy jedenastą i dwunastą. Do końca tej wspaniałej bitwy pozostały trzy starcia. Na kartach punktowych sędzia Eddie Jospeh widział dwurundową przewagę pretendenta, natomiast Marty Monroe i Bill Healy dali ambitnemu Billy’emu trzy rundy przewagi. „Dzieciak z Pittsburga” musiał tylko dalej robić swoje, punktować, nie wdawać się w niebezpieczne wymiany i mistrzostwo świata wszechwag miał w kieszeni. Widząc co się święci wspaniały trener „Brązowego Bombardiera” Jack Blackburn w czasie przerwy stwierdził, że tylko nokaut odwróci losy tej brutalnej rywalizacji i podsunął pod nos Joego sole trzeźwiące, aby pobudzić go do działania. Prawdopodobnie zmobilizowany Louis wydobył z siebie resztki sił, aby spełnić prośby swojego mentora, a może to widzący już siebie w glorii króla wszechwag Conn stracił na chwilę koncentrację, tak czy owak w trzynastej rundzie ringowy thriller dobiegł końca. Billy zdołał jeszcze, co prawda trafić gwiazdę z Alabamy mocnym prawym, którym rozciął mu ucho, ale niedługo później sam został poważnie zraniony prawą bombą Louisa. Zamiast przeczekać ten trudny moment, zapewne mając w świadomości co obiecał przed walką swoim kibicom, od razu zapragnął odpowiedzieć i to go zgubiło. Kolejne mordercze uderzenie eksplodowało na jego szczęce i dzielny pięściarz z Pittsburgha runął na ziemię. Dumny i na wpół przytomny Conn wciąż próbował się pozbierać i stanąć na nogi, kiedy arbiter Eddie Jospeh doliczył do dziesięciu, kończąc w ten sposób tę zaciętą batalię. Pięć lat później w czerwcu 1946 roku ponownie w Nowym Jorku, tyle, że na stadionie Yankesów doszło do rewanżu. Znowu lepszym okazał się „Brązowy Bombardier”, który nie miał już tak ciężkiej przeprawy i znokautował przeciwnika w ósmej odsłonie.