WYNIKI SOBOTNICH ZMAGAŃ
W sobotę nie brakowało interesujących bitew stoczonych na ringach całego świata. Pod spodem prezentujemy wyniki najciekawszych z nich. Podczas walki wieczoru w niemieckim mieście Halle po raz czwarty zmierzyli się ze sobą Arthur Abraham (43-4, 29 KO) i Robert Stieglitz (47-4-1, 27 KO). Pochodzący z Armenii „Król Artur” i tym razem nie pozostawił złudzeń urodzonemu w Rosji rywalowi i efektownie znokautował go w szóstej odsłonie. Koniec nastąpił po potężnym sierpowym na skroń Stieglitza. Przypomnijmy, że wcześniej dwa razy triumfował Abraham, a raz przed czasem zwyciężył Stieglitz. Dla 35-letniego Arthura była to już czwarta udana obrona mistrzowskiego pasa WBO wagi super średniej. Efektowne zwycięstwo do swojego rekordu dopisał również świetny Nonito Donaire (35-3, 23 KO). Były czempion czterech dywizji podczas swojego występu w Macao już w drugiej rundzie wykończył Anthony’ego Settoula (20-4, 8 KO). 32-letni „Filipiński Błysk” bardzo szybko rozmontował defensywę 28-letniego przybysza z Francji i do czasu poddania go przez narożnik aż trzy razy fundował mu wizyty na deskach. Dzięki temu Donaire zanotował drugą ekspresową wygraną od czasu bolesnej zeszłorocznej porażki poniesionej z rąk mocno bijącego Nicholasa Waltersa (26-0, 21 KO). Bardzo możliwe, że Filipińczyk w najbliższej przyszłości otrzyma szansę wywalczenia tytułu mistrzowskiego wagi super koguciej, który należy do Scotta Quigga (31-0, 22 KO). W Ameryce również tradycyjnie nie brakowało świetnego boksu. Na taki zapowiadał się pojedynek Chrisa Arreoli (36-4-1, 31 KO) z Fredem Kassim (18-3-1, 10 KO), do którego doszło w Teksasie w mieście El Paso. Niestety niegdyś czołowy zawodnik wagi ciężkiej i dobrze nam znany przeciwnik Tomasza Adamka wyraźnie rozczarował. 34-letni „Koszmar” zaledwie zremisował ze starszym o rok i skazywanym na pożarcie przeciwnikiem z Nowego Orleanu. Przez pełnych dziesięć rund w ringu wiało nudą, a wystraszony z początku Kassi wraz z upływem kolejnych minut nabierał wiatru w żagle. Inicjatywę miał, co prawda Arreola, ale jakby nie zależało mu na zwycięstwie, dodatkowo zbierał też praktycznie wszystkie uderzenia rywala na głowę, co musiało zostać zapisane na kartach sędziowskich. Wiele mówiło się przed tym pojedynkiem o przyszłej możliwej walce Chrisa z mistrzem WBC Deontayem Wilderem (34-0, 33 KO), wydaje się jednak, że taką postawą „Koszmar” sprawił, iż ta wielka szansa umknie mu koło nosa. Trochę lepiej w El Paso wypadł inny idol meksykańskiej publiczności, czyli popularny syn wielkiego „Cesarza” Julio Chavez Jr (49-2-1, 32 KO). 29-letni były mistrz świata wagi średniej w sobotę debiutował pod skrzydłami nowego trenera Roberta Garcii w starciu z rodakiem Marcosem Reyesem (33-3, 24 KO). Dla Julio była to pierwsza walka od czasu nieudanej wycieczki do kategorii półciężkiej i porażki z naszym Andrzejem Fonfarą. Chavez Jr zapowiadał, że w sobotę olśni wszystkich formą, ale już na ważeniu okazało się, że znany z lenistwa gwiazdor nie uzyskał wymaganego umownego limitu wagowego. W ringu korzystając z wyraźnej przewagi siły i warunków fizycznych Julio łatwo spychał przeciwnika na liny i ładował w niego swoje bomby. Ambitny 27-letni Reyes robił, co mógł i starał się odpowiadać, ale z pewnością to nie wystarczyło, aby pokonać faworyta. Po dziesięciu rundach sędziowie jednogłośnie wskazali na Chaveza.