ROBERT GUERRERO – POŚWIĘCENIE TO NAJWAŻNIEJSZE SŁOWO
Już 7 marca w Las Vegas na Roberta Guerrero (32-2-1, 18 KO) czekać będzie niebezpieczny mistrz świata WBA wagi półśredniej Keith Thurman (24-0, 21 KO). W oczekiwaniu na tę ciekawie się zapowiadającą bitwę zapraszamy do przeczytania wywiadu z kalifornijskim „Duchem”. 31-letni były czempion dwóch dywizji opowiada w nim m.in. o tym jak wspierał żonę w walce z chorobą, najpiękniejszej chwili w ringu i poświęceniu. – Dlaczego zostałeś bokserem? Robert Guerrero: Pochodzę z pięściarskiej rodziny. Mój dziadek, ojciec i moi bracia byli bokserami. Nawet moja ciotka walczyła. To po prostu rodzinna tradycja. – Kto cię inspiruje? Kto jest dla ciebie wzorem? RG: To moi starsi bracia Ruben i Victor, którzy mieli na mnie ogromny wpływ. Gdy byłem młody zawsze chciałem przebywać z nimi na sali treningowej. To byli bokserzy, na których się wzorowałem. Oczywiście dużą rolę w tym jak stawałem się mężczyzną odegrał mój tata. Prawdziwym wzorem jest także mój menadżer Bob Santos, to dzięki niemu zostałem zawodowcem i jestem z nim od tamtej pory. – Walka, którą mógłbyś oglądać w nieskończoność? RG: Diego Corrales vs Jose Luis Castillo jest pojedynkiem, który nigdy mi się nie znudzi. Cóż to była za wojna. Obydwaj dali z siebie wszystko. Corrales zdołał się pozbierać z desek mimo kilku knockdownów i samemu zwyciężyć przed czasem. Kiedyś z nim trenowałem i zawsze dawał mi dobre rady. Niech spoczywa w pokoju. – Jeżeli mógłbyś coś zmienić w sporcie to co by to było? RG: Myślę, że przydałby się bardzo jakiś rodzaj ubezpieczenia dla pięściarzy i ich rodzin. W przypadku jakichś kłopotów było by miło nie martwić się o zdrowie. Szczególnie, gdy masz dzieci. – Kilka razy musiałeś dokonywać trudnych wyborów. Jednym z nich była decyzja o podpisaniu kontraktu zawodowego i rezygnacji z olimpiady. Dlaczego tak zrobiłeś? RG: Zostałem zawodowcem, gdy tylko osiągnąłem wymagany wiek. Zrobiłem tak, bo miałem już serdecznie dosyć całej tej polityki w boksie amatorskim. Kilka razy zostałem obrabowany ze zwycięstwa i to mnie bardzo zabolało. Nie mam żadnych wyrzutów sumienia, zresztą moja kariera zawodowa potwierdza, że był to słuszny krok. – Kilka lat temu przerwałeś swoją pełną sukcesów karierę, aby opiekować się chorą na raka żoną. Czy możesz coś o tym powiedzieć? RG: To była dla mnie prosta decyzja i nie miałem żadnego kłopotu, aby zostawić boks dla żony. Rodzina jest najważniejsza i po prostu wiedziałem, że muszę być wówczas z nią i naszą dwójką dzieci. Nie ukrywam, że było ciężko, ale głęboko wieżę w Jezusa i wiedziałem, że prędzej, czy później nasze modlitwy zostaną wysłuchane. Tak też się stało. Na drugim końcu świata w Niemczech znalazł się dawca szpiku. Od czterech lat moja żona żyje bez raka i każdego dnia dziękuję za to Bogu. To był prawdziwy test mojej wiary, ale zdałem go pomyślnie. Teraz życie jest piękne. – Czy czegoś cię to nauczyło? Czy wpłynęło na twoje zachowanie w ringu? RG: Nauczyło mnie to, jak niewiele dzieli życie od śmierci. Zdałem sobie sprawę, że życie jest krótkie i nie możesz przewidzieć, co stanie się jutro. Na pewno całe to doświadczenie odbiło się w sposobie w jaki teraz ćwiczę i walczę. Rodzina jest dla mnie olbrzymią inspiracją. – Najgorsza decyzja w ringu? RG: Zarówno dla mnie jak i dla mojej kariery najgorsza była chyba pierwsza plama na moim rekordzie. Walczyłem wówczas z Julianem Rodriguezem, który zrobił unik, a ja w tym czasie uderzyłem go w tył głowy. Sędziowie ogłosili techniczny remis. – Najpiękniejszy moment w ringu? RG: Gdy wygrałem swój pierwszy tytuł mistrza świata pokonując Erica Aikena. To była niesamowita chwila zarówno dla mnie jak i dla mojej drużyny. Spełniłem wtedy swoje dziecięce marzenia. – Czy uważasz, że obowiązkiem znanych sportowców jest pomaganie innym? RG: Tak, uważam, że sportowcy, którym się powiodło powinni w ten czy inny sposób pomóc innym. Jeżeli każdy znany sportowiec zrobi coś w tym kierunku, to świat w którym żyjemy na pewno będzie lepszy. – Czy możesz opowiedzieć o organizacjach, jakie wspierasz? RG: Współpracuję blisko z BeTheMatch.org oraz LLS.org, które pomagają wynaleźć lekarstwo na raka krwi oraz znajdywać dawców do przeszczepu. Pomagam także grupie Warner wspierającej w moim rodzinnym mieście Gilroy rozwój młodych futbolistów. – Czy zmieniłeś czyjeś życie? RG: Myślę, że mojej żony Casey. Wiem, że dzięki temu, iż z nią byłem podczas walki z rakiem nie poddała się i miała siłę, aby walczyć. – Wracając do boksu czy w twoim wieku jest możliwe, aby zmienić swój styl? RG: Gdy tylko przeskoczyłem do wyższej kategorii stałem się bardziej wojowniczym pięściarzem. Wciąż potrafię ładnie boksować i punktować z dystansu, jeżeli muszę, ale tak naprawdę uwielbiam pójść z rywalem na wojnę! – Jak myślisz, co jest twoim największym atutem: kondycja, umiejętności, czy siła? RG: Myślę, że ringowa inteligencja. – Jakiej rady udzieliłbyś wszystkim młodym bokserom? RG: Postawcie w swoim życiu Jezusa na pierwszym miejscu i trenujcie ostrzej niż kolega obok. Zawsze znajdzie się ktoś, kto trenuje równie ciężko jak wy, dlatego zawsze musicie robić o jedną milę więcej, aby stać się najlepszymi. Poświęcenie to najważniejsze słowo, które powinno przyświecać wszystkim młodym sportowcom. – Jakie masz teraz marzenie? RG: Marzę, aby wynaleziono w końcu lekarstwa na raka.