KIM JEST TOMASZ BABILOŃSKI?
KIM JEST TOMASZ BABILOŃSKI?
Już w tą sobotę w Kopalni Soli w Wieliczce 125 metrów pod ziemią po raz piąty odbędzie się gala bokserska organizowana przez Tomasza Babilońskiego. W głównej walce wieczoru wystąpi utalentowany zawodnik wagi ciężkiej Krzysztof Zimnoch (16-0-1, 11 KO), a jego rywalem będzie mieszkający w Kanadzie twardziel Artur Binkowski (16-3-3, 11 KO). Oprócz tego zobaczymy także w akcji m.in. Krzysztofa Głowackiego (19-0, 12 KO), który skrzyżuje pięści z byłym mistrzem świata Richardem Hallem (30-13, 28 KO), a także Rafała Jackiewicza (42-11-2, 21 KO) rywalizującego z Michałem Żeromińskim (5-0, 1 KO). Kim jest główny organizator tego przedsięwzięcia, który oprócz Andrzeja Wasilewskiego, stał się największym promotorem w naszym kraju nad Wisłą i którego gale pchnęły powiew świeżości i jakość w zatęchłe środowisko boksu zawodowego? Tomasz Babiloński pochodzi z Mińska Mazowieckiego, ma 33 lata, a pięściarstwo zna od podszewki. Jako młody chłopak w 1998 roku w Krakowie wywalczył brązowy medal mistrzostw Polski juniorów. Był wychowankiem Gwardii Warszawa i w jej barwach stoczył 45 pojedynków. Jak sam przyznaje ze śmiechem, nie wykorzystał w pełni swoich możliwości z powodu dziewczyny, która zawróciła mu w głowie i przez którą treningi zeszły na dalszy plan. Kilka lat później ta młodzieńcza miłość została scementowana związkiem małżeńskim. Niewiele osób wie, że gdy Tomasz miał 23 lata o mały włos nie zostałby zawodowym bokserem w grupie… Andrzeja Wasilewskiego. To w jego klubie przygotowywał się przez kilka tygodni do debiutu pod okiem trenera Zbigniewa Raubo. Niestety wskutek pomówień i plotek doszło do wielkiej kłótni pomiędzy Tomaszem, a słynnym „Don Wasylem”. Poszło o to, że Babiloński został oskarżony o pobicie jakiejś osoby, jak twierdzi niesłusznie. Wskutek tego musiał opuścić szeregi ówczesnego Knockout Promotions. Nie ma jednak tego złego, żeby na dobre nie wyszło. To wówczas powstał, bowiem w jego głowie pomysł organizacji wieczorów pięściarskich i chęć pokazania swojemu byłemu pracodawcy, że jego także stać na sukces. Początki oczywiście nie były łatwe. Zaczynał od malutkich imprez amatorskich, których budżet wynosił 5-6 tysięcy złotych. Pierwszą dużą galę z własnym ringiem zorganizował w hotelu w Józefowie nieopodal Warszawy, w którym pracował jako ochroniarz. Następnie była impreza w Piasecznie, którą transmitowała po raz pierwszy regionalna telewizja, od której zaczął się właściwie triumfalny podbój rynku przez młodego promotora. Niedługo później Babilon Promotion podpisał kontrakt z Canal+, a obecnie wiąże go lukratywna umowa z „polskim HBO”, czyli Polsatem. Tomasz przyznaje, że za każdym razem robi wszystko, aby podnosić poziom swoich imprez. Na początku po kryjomu, wykorzystując bilety od flagowego zawodnika Andrzeja Wasilewskiego Krzysztofa Włodarczyka, który prywatnie jest jego szwagrem, wchodził na galę znienawidzonej konkurencji, po to, aby się od nich uczyć i podpatrywać. Nie obce są mu też błędy. Podczas największej jak do tej pory gali na Torwarze stracił pół miliona złotych. Wszystko za sprawą kapryśnego Mike’a Tysona, który w ostatniej chwili oświadczył, że nie przyleci do Polski. Na szczęście znany z obrotności i sprytu Babiloński, nie dopuścił do kompromitacji i w jego miejsce ściągnął nie mniej znaną gwiazdę, Brytyjskiego czempiona wszechwag Lennoksa Lewisa. Główny szef Babilon Promotion twierdzi, że nieźle zarabia na swoich widowiskach. Często organizuje imprezy zamknięte dla grubych ryb biznesu, na których jeden stolik kosztuje nawet 15 tysięcy złotych. Na „zwyczajną” galę potrzebuje około 100 tysięcy, ale na taką jak chociażby ta w Wieliczce wydał blisko 400. Od jakiegoś już czasu Babiloński zakopał z Wasilewskim topór wojenny i obydwaj panowie skutecznie ze sobą współpracują, czego efekty możemy podziwiać w sobotę. Tomasz przyznaje, że nie ma jeszcze tak znanych i popularnych zawodników jak konkurencja, a o układach Andrzeja w światowych federacjach i z szefami największych na świecie grup, może na razie tylko pomarzyć. Nie brakuje mu jednak pasji i energii, a uczy się błyskawicznie. Jego gale, a zwłaszcza polsko-polskie bitwy, ogląda się z przyjemnością. Oby tak dalej.
Wojciech Czuba