ISRAEL VAZQUEZ – ZAPAMIĘTAJCIE MNIE JAKO WOJOWNIKA
Swoją ostatnią walkę Israel Vazquez (44-5, 32 KO) stoczył w 2010 roku i od tamtej pory przebywa na sportowej emeryturze. Jego odejście od czynnego uprawiania sportu, który wzniósł go na wyżyny i pozwolił spełnić marzenia był cichy i praktycznie niezauważalny. Ten wspaniały meksykański wojownik, który w czasie swojej kariery dzierżył pasy IBF i WBC dywizji super koguciej zostanie przez kibiców zapamiętany, jako niesamowity ringowy twardziel i walczak. 38-latek nazywany „Magnifico” („Wspaniały”) uczestniczył w wielu straszliwie brutalnych i elektryzujących pięściarskich thrillerach, z których najsłynniejszymi stały się cztery emocjonujące wojny z Rafaelem Marquezem (41-9, 37 KO). Zobaczmy, co słychać dzisiaj u tego gwarantującego niegdyś niezapomniane emocje mistrza, który ze straszliwego bombardiera zamienił się w spokojnego trenera i filantropa.
– Kiedy zdecydowałeś się, aby otworzyć swoją własną salę treningową w Southgate?
Israel Vazquez: Tak uczciwie mówiąc, to na początku było tylko moim hobby. Chciałem udowodnić sobie, że wciąż kocham boks i treningi. Miasto Southgate jest blisko mojego domu, a chciałem być blisko rodziny i wspomóc lokalną społeczność.
– Kiedy odkryłeś, że to nie tylko miejsce do trenowania, ale także miejsce dające ci dobrą pracę?
IV: Na początku dałem sobie rok, żeby zobaczyć jak to się będzie kręciło. Dzięki Bogu bardzo szybko masa dzieciaków i młodzieży zaczęła do mnie przychodzić na treningi i postanowiłem, że zrobię wszystko, aby dalej ich trenować i motywować. Na przykład ostatnio swój zawodowy debiut miał mój zawodnik Diego „Margarito” Padilla i wygrał, ale kiedy przyszedł do mnie kilka lat temu był w gangu i obracał się w złym towarzystwie. Gdy zaczął u mnie trenować to nie mógł przestać i dzięki temu jego marzenia powoli zaczynają się spełniać. Jest tak zmotywowany, że jedyny dzień przerwy bez treningu, był dniem, kiedy miał swoją debiutancką walkę. To się nazywa poświęcenie.
– Jak powstała twoja fundacja Junior Charities?
IV: Kiedyś zadzwonił do mnie przyjaciel, który powiedział mi o poważnie chorym małym chłopcu Angelu Santosie, który marzył, żeby poznać Oscara De La Hoyię. Wykonałem telefon i się udało i tak to się zaczęło. Wkrótce zorganizowaliśmy naszą pierwszą aukcję charytatywną, na której zbieraliśmy pieniądze dla Angela Santosa. Niestety tego dzielnego chłopca nie ma już między nami.
– Czy uważasz, że bycie byłym mistrzem świata pomaga prowadzić takie przedsięwzięcia?
IV: Tak, zdecydowanie. Dzięki temu mamy większą rozpoznawalność i skupiamy większą uwagę ludzi, to są plusy bycia publiczną osobą.
– Dlaczego to jest dla ciebie takie ważne?
IV: Lubię robić coś dobrego dla swoich fanów i pomagać potrzebującym. Sądzę, że moja postawa daje ludziom dobry przykład i sprawia, że więcej osób pomaga takim fundacjom.
– Ludzie uważają, że pięściarze są agresywni i nieobliczalni. Czy to prawda?
IV: Tak, to prawda, ale tylko w ringu. Poza ringiem jesteśmy normalnymi ludźmi, takimi jak każdy. Na przykład moje życie jest bardzo spokojne i jednostajne, a boks to tylko moja praca i moja pasja.
– Co w przeszłości sprawiło, że stałeś się filantropem i niesiesz pomoc innym?
IV: Na mnie osobiście wielki wpływ mieli rodzice. Nie byli może ludźmi po studiach, ale wychowali mnie na porządnego człowieka. Zadbali o to, abym był kulturalny i miał do wszystkich szacunek, zawsze powtarzali mi, żebym każdego dnia starał się zrobić, chociaż jedną dobrą rzecz. Zawsze to będę pamiętał i do dzisiaj staram się tak postępować.
– Kto cię inspiruje ?
IV: Moi rodzice.
– Najwspanialszy moment w twojej karierze?
IV: Gdy zostałem mistrzem świata.
– Czy patrząc wstecz zrobiłbyś coś inaczej?
IV: Nic, a nic, ponieważ gdybym zmienił jedną rzecz wszystko inne by się pozmieniało. A tak mogę się cieszyć z udanej kariery i wspaniałej rodziny, czyli moich kochanych dzieci Israela, Anthonyego i Zoe oraz pięknej żony Laury.
– Historia, którą chciałbyś się z nami podzielić?
IV: Wydaje mi się, że to niesamowite, gdy opowiem swoim dzieciom, a później to samo opowiem moim wnukom, o tym jak sparowałem z takimi legendami jak Manny Pacquiao, Johnny Tapia, Chicanito Hernandez i wieloma innymi wspaniałymi pięściarzami. Z pewnością mi nie uwierzą, ale chwileczkę, mam na to dowody w postaci zdjęć (śmiech)!
– Czy chciałbyś komuś podziękować?
IV: Bogu.
– Jak chciałbyś żeby cię zapamiętano?
IV: Chciałbym żeby zapamiętano mnie, jako wojownika… wojownika, który w ringu dawał z siebie wszystko, po to, żeby fani otrzymali niezapomniane widowisko.