GOŁOWKIN, WALTERS I CUNNINGHAM WYGRYWAJĄ PRZED CZASEM
W sobotę oczy bokserskiego świata zwrócone były na miasto Carson w Kalifornii, gdzie w walce wieczoru w ringu pojawił się siejący pogrom i zniszczenie Giennadij Gołowkin (31-0, 28 KO). Tym razem 32-letni czempion wagi średniej skrzyżował rękawice z meksykańskim zabijaką Marco Antonio Rubio (59-7-1, 51 KO), po którym wielu spodziewało się, że sprawi sensację. Niestety nic takiego się nie stało. Bestia z Kazachstanu znokautowała starszego o dwa lata „El Veneno” już w drugiej rundzie. Najpierw jednak pochodzący z miasta Torreon Rubio udowodnił, że ma serce do walki i próbował podjąć otwartą wojnę z niesamowitym „GGG” z Karagandy. To szybko zgubiło meksykańskiego wojownika, który w ferworze walki najpierw przyjął piekielny prawy podbródkowy, a chwilę później potężny lewy sierpowy i padł na matę. Zdołał jeszcze się pozbierać i przyjąć pozycję pionową, ale zrobił to zbyt późno i sędzia ringowy nie dopuścił go do dalszej walki. Kto następny dla Gołowkina, czyżby sam Miguel Cotto? Zobaczymy czy się nie wystraszył… Na tej samej gali, tylko chwilę wcześniej kibiców rozgrzała inna wojna. W hali StubHub Center naprzeciwko siebie stanęli popularny i utytułowany Nonito Donaire (33-3, 21 KO) oraz wschodząca gwiazda Nicholas Walters (25-0, 21 KO). O 28-letnim Jamajczyku zrobiło się głośno, kiedy w maju znokautował brutalnie cenionego Vica Darchinyana. Kibice spodziewali się jednak, że zaliczający się do czołówki Filipińczyk okaże się dla niego zbyt mocny i zmaże mu zero w rekordzie. Nic bardziej mylnego. Noszący nie bez powodów ringowy przydomek „Topór” Walters efektownie zdemolował Nonito, kończąc całą „zabawę” w przeciągu sześciu rund. Na początku nic nie zwiastowało tak smutnego końca dla „Filipinskiego Błysku”. Nonito rozpoczął całkiem nieźle i nawet pod koniec drugiej odsłony o mały włos nie powalił rywala na deski po świetnym lewym sierpowym. Jednak już po przerwie wszystko zmieniło się jak w kalejdoskopie i to Jamajczyk ustrzelił faworyta doskonałym prawym podbródkowym, po którym ten był liczony i tylko zbawienny gong uratował go przed niechybnym końcem. Od tej pory przewagę zaczął zyskiwać Walters, ale i Donaire miewał świetne momenty i cały czas pozostawał groźny. W końcu w szóstym starciu Jamajski „Topór” na sekundy przed końcem pięknie odchylił się przepuszczając obszerny lewy Nonito i błyskawicznie ulokował na jego skroni straszliwy prawy, po którym Filipińczyk padł jak podcięte drzewo. W taki oto sposób Walters z przytupem wskoczył do rankingu najlepszych pięściarzy P4P i powrócił do domu z pasem WBA Super World wagi piórkowej. W sobotę kolejne cenne zwycięstwo w szeregach kategorii ciężkiej odniósł także dobrze nam znany i lubiany Steve Cunningham (28-6, 13 KO). Tym razem 38-letni były dwukrotny mistrz świata dywizji junior ciężkiej w swojej rodzinnej Filadelfii znowu sprezentował swoim kibicom ringowy thriller. Ambitny „USS” znowu potwierdził swoją klasę w rywalizacji z naturalnym ciężkim Natu Visiną (10-1, 8 KO). Co prawda cięższy o ponad 30 kilogramów rywal z miasta Lakewood w Kalifornii posłał byłego rywala Tomasza Adamka i Krzysztofa Włodarczyka na deski w piątej odsłonie i od porażki czarnoskórego atletę dzielił tylko włos. Na szczęście Steve powrócił do gry w szóstej rundzie i całkowicie zapanował w ringu. Tak samo wyglądała kolejna odsłona i obity i zakrwawiony „The Truth” nie wyszedł do ósmego starcia notując w ten sposób pierwszą porażkę w zawodowej karierze.