GOŁOWKIN DALEJ NOKAUTUJE, ABRAHAM ZNOWU WYGRYWA
W sobotnią noc na ringu w Monte Carlo bezlitosny Giennadij Gołowkin (32-0, 29 KO) rozbił w pył kolejnego pretendenta. 32-letnia bestia z Kazachstanu zastopowała bez żadnych problemów już dziewiętnastego rywala z rzędu i po raz trzynasty obroniła tron wagi średniej. Trzeba jednak przyznać, że jego przeciwnik Brytyjczyk Martin Murray (29-2-1, 12 KO) wykazał wielką ambicję i serce i jako jedyny wytrzymał z mistrzem aż do jedenastej rundy. Mimo buńczucznych zapowiedzi pochodzącego z wyspy Św. Heleny Martina w ringu szybko okazało się, kto rozdaje karty. Noszący przydomek „GGG” Gołowkin nie spieszył się, ale konsekwentnie rozbijał rywala. Gdy tylko Kazach przyspieszał Murray od razu wpadał w nie liche kłopoty. Tak było na przykład w czwartej odsłonie, kiedy to twardy wyspiarz miał dwukrotnie randkę z deskami inkasując bomby na tułów. Kanonada Giennadija trwała w najlepsze i sporadyczne uderzenia Martina, które doszły do celu nie robiły na obrońcy tytułu żadnego wrażenia. Za to w jego uderzeniach drzemała niszczycielska moc, co odzwierciedlała już po niedługim czasie twarz challengera. Mimo to krwawiący z nosa i ust i coraz bardziej zapuchnięty Anglik nie składał broni i imponował ambicją i odpornością. Jednakże i ta miała swoje granice. W dziesiątej rundzie Martin znowu padł na ziemię, gdy rozjuszony Giennadij ruszył do ataku i doprowadził do jego głowy dwa mocarne prawe sierpowe. Jedenasta runda okazała się ostatnią. Bestia z Kazachstanu od razu po gongu ruszyła do natarcia i gdy trafiła Murraya kolejnym potwornym prawym sędzia ringowy Luis Pabon przerwał rywalizację obawiając się i słusznie ciężkiego nokautu. W taki oto efektowny sposób Gołowkin znowu potwierdził, że jest królem i w pełni zasługuje na dzierżone przez siebie pasy federacji WBA, WBC Interim i IBO oraz na unifikacyjny pojedynek z czempionem WBC Portorykańczykiem Miguelem Cotto (39-4, 32 KO). Miejmy nadzieję, że gwiazda z Portoryko nie wystraszy się króla nokautów ze wschodu. Tymczasem trochę w cieniu występu Gołowkina w Berlinie doszło do rewanżowego pojedynku Arthura Abrahama (42-4, 28 KO) i Paula Smitha (35-5, 20 KO). Pierwsze spotkanie 35-letniego Ormianina z niemieckim paszportem i młodszego o trzy lata Anglika miało miejsce we wrześniu rok temu i górował w nim na punkty „Król Artur”. Werdykt ten jednak wzbudził kontrowersje, dlatego federacja WBO, na której tronie zasiada Abraham zarządziła drugą walkę. Zgodnie z przypuszczeniami sensacji nie było i ponownie lepszym okazał się mieszkaniec Berlina, który po dwunastu rundach wygrał u wszystkich sędziów (116-112, i dwa razy 117-111). Arthur, który mistrzem wagi super średniej został znowu w marcu 2014 roku, tym razem rozwiał wszelkie wątpliwości i skutecznie wypunktował przybysza z Liverpoolu. Praktycznie każda z rund wyglądała podobnie: noszący przydomek „Smigga” Paul nacierał na początku, a „Król Artur” zbierał jego wszystkie uderzenia na gardę, po czym sam odpowiadał celnymi seriami. Faworyt publiczności był precyzyjniejszy i aktywniejszy i zasłużenie odprawił z kwitkiem Smitha. Teraz były wieloletni mistrz wagi średniej zamierza skrzyżować pięści z inną naturalizowaną gwiazdą niemieckiego i światowego boksu, Felixem Sturmem (39-4-3, 18 KO). Zapowiada się ciekawie.