FONFARA ZWYCIĘŻA WSPANIAŁĄ BITWĘ!
W piątkową noc podczas gali Premier Boxing Champions w Chicago Andrzej Fonfara (28-3, 16 KO) stoczył z Nathanem Cleverlym (29-3, 15 KO) niezwykłą wojnę! 27-letni Polak razem ze starszym o rok Walijczykiem przez pełne dwanaście rund walczyli tak zaciekle, że spotkanie to będzie z pewnością jednym z murowanych kandydatów do walki roku. Ostatecznie po końcowym gongu, to „Polski Książę” cieszył się ze zwycięstwa (115-113 i dwa razy 116-112), ale ambitny Cleverly schodził z ringu z podniesioną głową. Pojedynek wieczoru w hali UIC Pavilion rozgrzał publiczność do czerwoności. Od samego początku pomiędzy linami rozpętała się wojna na wyniszczenie. Zarówno Andrzej, jak i Nathan nie dbali za bardzo o obronę, a zależało im tylko na tym, aby zdemolować rywala. W efekcie obejrzeliśmy starcie, które zapisało się złotymi literami w historii wagi półciężkiej. Pierwsze rundy należały do Walijczyka, który dosyć łatwo przedzierał się przez obronę Polaka i zasypywał szybkimi kombinacjami. Andrzej bił rzadziej, ale za to mocniej i wraz z upływem kolejnych starć to on nabierał wiatru w żagle. Wszystko zmieniało się jak w kalejdoskopie i raz jeden, raz drugi dominował w ringu. Najlepiej, o jakości tego thrillera świadczą statystyki, a według nich w piątek w Chicago padły trzy rekordy, a mianowicie pierwszy to łączna suma wszystkich ciosów – 2524, drugi to liczba ciosów, które doszły do celu – 936 i trzeci tzw. mocnych ciosów – 705. Po dwunastej rundzie obydwaj wojownicy dostali zasłużone owacje. Punktacja sędziów wydaje się być sprawiedliwa, a zakrwawiony i opuchnięty Cleverly w samych superlatywach wypowiadał się o Fonfarze. Dzielny Walijczyk tę bijatykę przypłacił złamanym nosem i rozkrwawionym uchem, a halę opuścił na noszach. Równie dużo zdrowia stracił „Polski Książę”, który zapowiedział, że do końca roku będzie teraz wypoczywał. Nieoficjalnie mówi się, że posiadający pas WBC International Fonfara zwyciężając Cleverlyego zapewnił sobie wiosenne starcie z pełnoprawnym mistrzem świata tej federacji Adonisem Stevensonem (27-1, 22 KO). Oby tak właśnie się stało, bo Andrzej udowodnił po raz kolejny, że w pełni zasługuje na kolejną mistrzowską szansę. Brawo!