CZEKAJĄC NA CUD
Już za kilka dni, a dokładniej w najbliższą sobotę Mariusz Wach (27-0, 15 KO) stanie przed prawdopodobnie największą szansą w swoim życiu. W Hamburgu 32-letni Polak skrzyżuje rękawice ze starszym o 4 lata Ukraińcem Władimirem Kliczką (58-3, 50 KO), bezsprzecznym królem wagi ciężkiej i właścicielem pasów WBA, IBF, WBO i IBO. Dla Mariusza sobotnia noc może oznaczać niezapomniane chwile triumfu, przejście do historii, jako pierwszy polski czempion wszechwag. Może też oznaczać sromotną klęskę, wstyd i pogardliwe śmiechy milionów krytyków, jakich nie brakuje w naszym kraju nad Wisłą. Nie da się ukryć, że mierzący ponad dwa metry wzrostu ‘Viking’ poczynił w ostatnich latach ogromne postępy. Pochodzący z pod Krakowa, a mieszkający długo na Nowej Hucie zawodnik, poprawił tak niezbędną i skuteczną w wadze ciężkiej broń, jaką jest siła ciosu. Dowodem tego jest 7 ostatnich pojedynków z których każdy zakończył przed czasem. W lipcu rok temu wywalczył wakujący pas WBC International nokautując Irlandczyka Kevina McBride’a (35-10-1, 29 KO). To swoje pierwsze poważne trofeum obronił dwukrotnie stopując Amerykanów Jasona Gaverna (21-12-4, 10 KO) i Tye Fieldsa (49-5, 44 KO). Na korzyść Polaka przemawia także jego silny charakter i to, że mentalnie wydaje się być gotowy i nie przestraszy się swojego utytułowanego rywala. Podopieczny promotora Mariusza Kołodzieja znacznie poprawił swoje umiejętności bokserskie, głównie za sprawą ciężkiej pracy, poświęcenia i trenerowi Juanowi De Leonowi. Nie ma w sobotę nic do stracenia, a do zyskania mnóstwo. Minusów jest jednak więcej. Po pierwsze krytycy szybko zarzucą polskiemu gigantowi małe doświadczenie, a ringowych rywali za łagodnie mówiąc przeciętnych. Żaden z nich nie jest zaliczany nawet do bardzo szeroko pojętej czołówki wagi ciężkiej. Przy Ukraińcu Wach wypada też blado biorąc pod uwagę czysto bokserskie umiejętności i technikę oraz siłę ciosu. Na jego korzyść przemawiają tylko warunki fizyczne, jest wyższy i ma większy zasięg ramion, ale Władimir bije mocniej, jest szybszy i lepszy technicznie. Młodszy z braci Kliczków ostatni raz przegrał 8 lat temu, a dokładniej w kwietniu 2004 roku, kiedy to znokautował go Lamon Brewster (35-6, 30 KO). Od tego czasu odprawił z kwitkiem 16 rywali z których tylko 3 doczekało do ostatniego gongu. Na rozkładzie ma ścisłą światową czołówkę, która w konfrontacji z ‘Doktorem Stalowym Młotem’ najczęściej nie miała zbyt wiele do powiedzenia. Jego procent nokautów według witryny ‘boxrec’ wynosi 81.97%, natomiast Wacha 55.56%. Szansą Polaka może być tylko podejrzana szczęka panującego ukraińskiego króla, przez którą 3 razy kończył na deskach ringu. Na pewno Władimir odczuje też brak niezastąpionego Emanuela Stewarda, który nie tak dawno przegrał swoją walkę z nowotworem. Jednak w tym wieku i na tym etapie kariery Kliczko powinien spokojnie sobie poradzić. On doskonale wie co ma robić i jak. Na niekorzyść Mariusza, który dotychczas kojarzył się raczej z dobrotliwym olbrzymem, przemawiają też żenujące nieco próby sprowokowania Władimira. Naklejanie zdjęć rywala na worki, mówienie w mediach, że ‘urwie mu głowę’ i ‘wyśle do szpitala’, radość z powodu nieobecności trenera Stewarda, to wszystko bardziej kojarzy nam się ze znanym z takich zagrywek Brytyjczykiem Davidem Haye, niż ze spokojnym i wyważonym Polakiem. Cóż ‘biznes is biznes’, jak mawiają starzy górale. Może każda metoda jest dobra, aby przyciągnąć uwagę? Reasumując, ze sportowego punktu widzenia Mariusza czeka w sobotę prawdziwa ‘mission impossible’. Wielu ekspertów i chyba wszyscy trzeźwo myślący bukmacherzy i kibice zdają sobie sprawę, że w Hamburgu musiałby stać się cud, aby Polak zdetronizował króla. Jednak chociaż szanse są tylko iluzoryczne, do znudzenia już przypominana historia Jamesa Bustera Douglasa (38-6-1, 25 KO) i Mike’a Tysona (50-6, 44 KO), albo Lennoxa Lewisa (41-2-1, 32 KO) i Hasima Rahmana (50-8-2, 41 KO) pokazują, że cuda w boksie są zjawiskiem rzadkim, ale spotykanym. Być może w sobotę będziemy świadkami kolejnego? Czego sobie i ‘Vikingowi’ serdecznie życzymy.
Wojciech Czuba